Plus500
Czesław Michniewicz: Znaliśmy ciężar gatunkowy tego meczu

Czesław Michniewicz: Znaliśmy ciężar gatunkowy tego meczu

Szkoleniowiec Legii Warszawa odpowiedział na kilka pytań po spotkaniu 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów UEFA z Florą Tallinn. - Byliśmy dobrze przygotowani mentalnie do tego spotkania. Znaliśmy ciężar gatunkowy tego meczu. Na konferencji nie dyskutowałem o tym, kto jest faworytem. Ja nie chciałem wchodzić w te dyskusje. Wiemy, że Estończycy mają swoje ambicje, żeby grać dalej w pucharach. Na pewno presja jest troszeczkę inna, niż w meczu z Bodø/Glimt. Tam każdy skazywał nas na porażkę. Tutaj mówiło się inaczej.

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa

  • Udostępnij

Autor: Mateusz Okraszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa

Szkoleniowiec Legii Warszawa odpowiedział na kilka pytań po spotkaniu 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów UEFA z Florą Tallinn. 

 

To spotkanie rozpoczęło się dla nas bardzo dobrze. Szybko zdobyliśmy bramkę, ale w momencie naszej radości, zaczęły się również nasze problemy. Okazało się, że Bartosz Kapustka musi zejść z boiska. Do naszego optymalnego ustawienia na to spotkanie należało wprowadzić korekty. Wprowadziłem Bartka Slisza, przez co nasza gra wyglądała trochę inaczej. Brakowało wykorzystania przestrzeni między formacjami Flory Tallinn, nad czym mocno się skupialiśmy. Za bardzo oddaliśmy inicjatywę. Mieliśmy kilka momentów, po których mogliśmy zdobyć bramkę w pierwszej połowie, ale sami również napędzaliśmy Estończyków naszymi prostymi błędami. Druga połowa rozpoczęła się źle. Straciliśmy bramkę i musieliśmy zmienić ustawienie. Zaczęliśmy grać szybciej i płynniej. Było dużo dośrodkowań i sytuacji, w których piłka tańczyła na linii bramkowej. Powoli robiło się nerwowo. Wiadomo, że jeżeli nie wygrywa się meczu w europejskich pucharach na własnym boisku, to może wkraść się nerwowość. Udało się jednak wykorzystać końcówkę spotkania i zdobyć bramkę, która zagwarantowała nam zwycięstwo. Wygrana niczego nie przesądza. Musimy przeanalizować to spotkanie i dobrze przygotować się do rewanżu. 

 

- Rozmawiałem z lekarzem w przerwie. Rokowania nie są najlepsze. Szczegółowe badania odbędą się jutro, ale lekarz po pierwszej diagnozie poinformował, że to może być poważna kontuzja. Nie wiemy dokładnie co się stało. Bartek po strzelonej bramce wyskoczył z radości do naszych kibiców. Niestety kolano uciekło mu do boku i zrobił się problem. Bartek próbował jeszcze zagrać, ale to okazało się niemożliwe.

 

- Mateusz Hołownia grał w ostatnim czasie dobre mecze. Dzisiaj to po prostu nie był jego dzień. Kilka razy podjął złą decyzję i tracił pewność siebie. Dokonaliśmy zmiany, bo chcieliśmy wprowadzić bardziej ofensywnych zawodników. Uznaliśmy, że nie będziemy zmieniać pomocników, bo potrzebujemy dobrze biegającego środka pola. Stąd własnie pomysł z taką roszadą. 

 

- Często tak jest, że gdy zawodnik gra przeciwko byłemu klubowi, to stara się zdecydowanie bardziej. My się jednak tego spodziewaliśmy. Dzisiaj na odprawie pokazywałem fragmenty z boiskowych zachowań, z których słynie Henrik Ojamaa. Chcieliśmy być uczuleni na jego agresywność i dużą szybkość. Nie jestem zaskoczony zarówno jego postawą, jak i całego zespołu z Tallinna. Estończycy grali tak, jak zakładaliśmy. Niestety, my im na to wszystko pozwoliliśmy. 

 

- Byliśmy dobrze przygotowani mentalnie do tego spotkania. Znaliśmy ciężar gatunkowy tego meczu. Na konferencji nie dyskutowałem o tym, kto jest faworytem. Ja nie chciałem wchodzić w te dyskusje. Wiemy, że Estończycy mają swoje ambicje, żeby grać dalej w pucharach. Na pewno presja jest troszeczkę inna, niż w meczu z Bodø/Glimt. Tam każdy skazywał nas na porażkę. Tutaj mówiło się inaczej. Zespół nikogo nie zlekceważył. Nie wszyscy dzisiaj mieli swój dzień. Sytuacja z Bartkiem Kapustką spowodowała, że to co przygotowaliśmy na dzisiejsze spotkanie musieliśmy diametralnie zmienić. To miało wpływ na naszą postawę. Wiedzieliśmy, że granie na dwójkę defensywnych pomocników spowoduje, że tych sytuacji nie będzie za wiele. To się potwierdziło w pierwszej połowie. Nie było tego wejścia między strefy i prowadzenia piłki pomiędzy poszczególne formacje. Absolutnie nie ma tu mowy o lekceważeniu. 

 

- Gdy Bartosz Kapustka gra na jednej stronie z Josipem Juranoviciem, to właśnie on wypełnia wolne przestrzenie. Bartek Slisz grał zdecydowanie głębiej. Gdy Jura miał piłkę, nie było tego wbiegnięcia w wolne strefy, a Chorwat był zdany tylko na siebie. To wynikało właśnie z braku w tym miejscu Bartka Kapustki. 

 

- Rozważamy wariant, w którym z Wisłą Płock zagrają inni zawodnicy niż Ci, którzy zaprezentują się w meczu rewanżowym z Florą Tallinn. Zastanowimy się, w jakim ustawieniu zagramy. Z racji braku czasu i późnego dołączenia Tomasa Pekharta, współpraca między napastnikami wyglądała bardzo intuicyjnie. Myślę, że zarówno Emreli, jak i Pekhart potrzebują trochę czasu, żeby do siebie dotrzeć i wspólnie sobie pomagać. W pierwszej połowie mieliśmy problem, bo nasi snajperzy grali za daleko od siebie. Tomas Pekhart grał już w tym ustawieniu wraz z Rafaelem Lopesem, czy to w meczu ze Śląskiem Wrocław, czy Piastem Gliwice. Oni wiedzą, jak funkcjonuje się w tym systemie. Mahir Emreli musi się tego nauczyć, ale może to zrobić tylko w czasie meczu. 

 

- Żeby zespół funkcjonował dobrze, to idealnie jest, gdy na boisku występują czterej zawodnicy kreujący grę. Mamy Bartka Kapustkę i Luquinhasa, którzy potrafią zrobić tę przewagę. Oni wbiegają w wolne strefy z piłką, ale również bez. Nasza gra właśnie na tym się opiera. Jest też grupa zawodników, która woli, gdy piłkę podaje im się do nogi. Tacy piłkarze utrzymują futbolówkę w grze, ale nie wypelniają za to wolnych przestrzeni. Zastanawiamy się nad tym, kto zagra w rewanżu. Jutro lekarz przekaże mi raport i wtedy podejmiemy jakieś decyzje. Na pewno rozważamy dwa ustawienia - 3-5-2, ale również ten nasz wariant, w którym zaczynaliśmy mecz z jednym napastnikiem w systemie 3-4-3. Alternatywą zawsze jest ustawienie na czwórkę obrońców. Staramy się obracać według naszych wypracowanych schematów i wyćwiczonych wzorców. 

 

Jürgen Henn (trener Flory Tallinn):

- To był trudny i cięzki mecz. Do 60. moinuty gra była wyrównana. Potem przeciwnik mocniej nas zatakował i to w końcówce przeważyło. To była jednak dopiero pierwsza połowa tej rywalizacji. Jesteśmy w grze i nadal możemy walczyć o dobry rezultat. 

 

- Marcus Sommets zagrał, bo taki mieliśmy pomysł na dzisiejszy mecz. Lepiej pasował mi do składu pod kontem warunków fizycznych. 

 

To było dla nas bardzo trudne spotkanie. Nie mam słów, żeby opisać, ile zaangażowania i sił musieli poświęcić dzisiaj moi zawodnicy. Jestem z nich naprawdę bardzo dumny. 

 

Konstatin Vassiljev (kapitan Flory Tallinn):

-Szanse na awans cały czas są. Na pewno będziemy mieli swoje okazje na własnym obiekcie. Musimy zagrać tak, jak graliśmy dzisiaj  do 90. minuty. Liczymy również na kibiców, którzy będą nas wspierali. Legia po tym meczu na pewno zostanie faworytem. Mamy nadzieję, że sprawimy im problemy na własnym boisku. 

 

- Trzeba zapytać trenera Czesława Michniewicza, czym zaskoczyliśmy Legię. Warszawianie dobrze wiedzieli, że nie będzie to dla nich prosta rywalizacja. Myślę, że kluczowy był nasz powrót do spotkania po straconej bramce. Legia miała jednak większe możliwości dzięki silnej ławce rezerwowych. Nowi zawodnicy napędzili ich akcje i to przeważyło w końcówce. Boli, że straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry. Jesteśmy zadowoleni jednak z tego, że jedziemy do domu z niezłym wynikiem i szansą na powalczenie o dobry rezultat w rewanżu. 

 

- Mecze dla estońskich klubów w europejskich pucharach są zawsze dużą motywacją. Teraz mamy sześć dni do drugiego meczu i zobaczymy, co przyniesie nam rewanż. 

Udostępnij

Autor

Mateusz Okraszewski

16razyMistrz Polski
19razyPuchar Polski
4razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.