Plus500
Legia w Pradze: Legenda Vejvody

Legia w Pradze: Legenda Vejvody

Trener stulecia - w oczach kibiców. Twórca potęgi Legii przełomu lat 60. i 70., uważanej za najlepszą w historii – w oczach ekspertów, dziennikarzy i bohaterów tamtych lat. Piłkarski ojciec Deyny – w oczach tych, którzy widzieli jak ten z sezonu na sezon staje się jednym z najlepszych piłkarzy świata dzięki jego zaufaniu, ale i wymaganiom. Przy okazji wizyty w Pradze zabieramy Was w podróż w czasie do korzeni Jaroslava Vejvody, trenera o statusie legendy nie tylko przy Łazienkowskiej, ale również w miejscowej Dukli i byłej Czechosłowacji.

Autor: Bartosz Zasławski

Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Mateusz Kostrzewa, slavia.cz

  • Udostępnij

Autor: Bartosz Zasławski

Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii, Mateusz Kostrzewa, slavia.cz

Trener stulecia - w oczach kibiców. Twórca potęgi Legii przełomu lat 60. i 70., uważanej za najlepszą w historii – w oczach ekspertów, dziennikarzy i bohaterów tamtych lat. Piłkarski ojciec Deyny – w oczach tych, którzy widzieli jak zawodnik z numerem 10 w biało-czarnej koszulce z sezonu na sezon staje się jednym z najlepszych piłkarzy świata dzięki jego zaufaniu. Przy okazji wizyty w Pradze zabieramy Was w podróż w czasie do korzeni Jaroslava Vejvody, trenera o statusie legendy nie tylko przy Łazienkowskiej, ale również w miejscowej Dukli i byłej Czechosłowacji.

 

Na czarno-białym zdjęciu z w początku lat 60. widać statecznego pana w średnim wieku: przerzedzone włosy, nieśmiały uśmiech, prostolinijny wzrok. Ani jego postura, ani rysy twarzy nie zdradzają tych cech, które niebawem zaprowadzą go na szczyt hierarchii futbolu czechosłowackiego - wtedy już potężnego - i polskiego - wtedy dopiero aspirującego.


W 1960 r., sześć lat po debiucie w roli szkoleniowca, Jaroslav Vejvoda zajął najbardziej gorące krzesło w lidze naszych południowych sąsiadów. Dukla cztery razy z rzędu kończyła sezon na podium, ale w dwóch ostatnich sezonach finiszowała kolejno na drugim i trzecim jego stopniu. Trzon tamtej drużyny stanowiło sześciu reprezentantów kraju z Josefem Masopustem w roli lidera, późniejszym wicemistrzem świata z 1962 roku i laureatem „Złotej Piłki”. Władze klubu były rozczarowane wynikami i szukały nowego impulsu dla zdemobilizowanej ekipy. Ich zdaniem musiał on nadejść z ławki trenerskiej. „Poprzednik Vejvody żalił się, że z tej drużyny nie da się nic wycisnąć. Kadrę stanowili piłkarze zaawansowani wiekowo, których sportowe ambicje były już spełnione i którzy nie byli w stanie wykrzesać z siebie ognia” – wspomina obecny prezes Dukli Bohumil Paukner. „Nie interesuje mnie, ile piłkarz ma lat, tylko w jakiej jest dyspozycji i co może dać drużynie” – odpowiedział na to Vejvoda, który – jak się okaże - pozostał wierny temu osądowi wiele lat później w Warszawie.

Zdjęcie

W czterech kolejnych latach skromny klub ze stadionu Julisca zdobył komplet tytułów. Bardzo surowy reżim treningowy przyniósł porażający efekt dla jednej z najbardziej utalentowanych generacji czechosłowackiego futbolu. „Mogę porównać go do Napoleona. Był niezwykle twardym i wymagającym człowiekiem – nie tylko dla piłkarzy, również dla przełożonych, i to tych z najwyższej półki. Wiele lat później słyszałem historię od jego asystenta z Legii, kiedy sprzeciwił się decyzji postawionego wysoko w hierarchii generała - kazał mu założyć dres i prowadzić trening. W tamtych czasach to mogło w najlepszym wypadku oznaczać zwolnione, a w najgorszym… lepiej nie mówić” – charakteryzuje Vejovdę prezes Paukner, który miał zaszczyt poznać go osobiście i do dziś utrzymuje kontakt z Ewą, córką trenera.


Sezon 1964/65 był znacznie słabszy w wydaniu piłkarzy Vejvody, którzy musieli poczekać rok na kolejny triumf w lidze. Styl, w jakim tego dokonali, nie zdobył jednak uznania szefostwa klubu. Rachunek za gorszą formę wystawiono szkoleniowcowi. Kilka miesięcy później, na początku 1966 roku z dostępności tej klasy fachowca na rynku skorzystała Legia, która po Węgrze Janosu Steinerze (pierwsze mistrzowsko w 1955 roku) szukała kolejnych zagranicznych trenerów, jacy wzbogaciliby w stolicy standard pracy z piłkarzami. Tej misji nie wypełnili cenieni w naszych regionie Serb Stjepan Bobek i Rumun Virgil Popescu. „W Czechach Vejvoda był już człowiekiem instytucją. W latach 1961–1964 zdobywał z Duklą Praga – tak jak Legia klubem wojskowym – mistrzostwo Czechosłowacji (…).Vejvodę polecił Legii minister obrony Czechosłowacji Bohumir Lomsky. W trakcie wizyty w Warszawie szefowie z klubu z Łazienkowskiej zapytali Lomskiego, czy może wskazać jakiegoś kandydata. Wybór padł na Vejvodę, wtedy pozostającego bez pracy – Duklę prowadził jesienią 1965 r., ale rozstał się z nią po kilku słabszych meczach. Latem 1966 r. praski zespół zdobył mistrzostwo, tak więc szkoleniowiec miał udział i w tym sukcesie” – czytamy w Księdze Stulecia Legii Warszawa.

Zdjęcie

Vejvoda od pierwszych dni przy Łazienkowskiej czuł się jak u siebie i wdrożył jasne zasady życia zespołu, nad którym nie mogli zapanować jego poprzednicy. „Miał twarda rękę i był konsekwentny. Nie tolerował spóźnień, niedokładności i partactwa. Karał bezwzględnie i był twardy, ale był tez naszym przyjacielem” – pisał Lucjan Brychczy w swojej biografii „Kici”. Czech podkręcił tempo na treningach, przykładał duże znaczenie do wybiegania i ciężkiej, fizycznej pracy. Wdrożył również nowy w polskiej rzeczywistości system opieki nad drużyną, uwzględniający proces regeneracji i pracę masażystów. Piłkarze przestawili pojawiać się w klubie wyłącznie na treningach.


Wśród zawodników szybko zaczęły krążyć legendy o obciążeniach biegowych serwowanych przez czechosłowacki sztab. Po upływie lat zawodnicy przyznawali, że podczas obozu szukali każdego możliwego sposobu na skrócenie dystansu. Początki jego pracy opisane są w Księdze Stulecia: „Zabrał ich na 20-dniowe zgrupowanie do Kłajpedy. Podczas obozu i odbywających się na Litwie meczów kontrolnych podstawowy skład Legii autorstwa Vejvody zaczął nabierać kształtów. Znalazło się w nim miejsce dla młodych, zdolnych, grających dotychczas przeważnie w drużynie rezerw: Władysława Stachurskiego, którego Vejvoda z wielką korzyścią dla drużyny przekształcił z napastnika na prawego obrońcę, Andrzeja Zygmunta, Feliksa Niedziółki, Jerzego Nejmana i Ronalda Doubrawy”. W Legii pojawiła się nowa generacja piłkarzy, którzy mieli nawiązać do sukcesów z szóstej dekady XX w. po kilkunastu latach rozczarowań.


Rok 1966 zapisał się w historii klubu nie tylko jako ten, w którym stery przejął trener stulecia. Jesienią na Łazienkowskiej pojawił się Kazimierz Deyna. Czeski trener dostrzegł w nim piłkarza, który będzie odpowiadał za reżyserię gry, daleko wysunięty na połowie przeciwnika. Wybór pozycji ofensywnego pomocnika okazał się dla Deyny idealny. Obdarzony zaufaniem, mający wsparcie klasowych zawodników jak Bryczchy, Blaut czy Gadocha, ale również wkomponowany do intensywnego reżimu treningowego wyrósł na piłkarza światowej klasy, jakiego później już przy Łazienkowskiej nie podziwialiśmy.


Vejvoda świętości nie uznawał. Po jednym z treningów odesłał do szatni pana Lucjana, co wydawało się przy Łazienkowskiej nie do wyobrażenia. Najbardziej utytułowany zawodnik Wojskowych był w „piłkarskiej depresji”, a ta decyzja miała go przebudzić. To wtedy Vejvoda kolejny raz skorzystał z sentencji wyrażonej przy objęciu Dukli: „Nie interesuje mnie, ile piłkarz ma lat, tylko w jakiej jest dyspozycji i co może dać drużynie”. Pan Lucjan wrócił i odegrał arcyważną rolę, żeby wspomnieć tylko dwie bramki w ćwierćfinale Pucharu Europy z Galatasaray. Symboliczny jest fakt, że to właśnie Vejvoda jako pierwszy zaproponował mu rolę asystenta u schyłku kariery.


Metody treningowe i sztywno narzucony schemat przygotowań zespołu dały efekt w sezonie 1968/69, kiedy arcymocni kadrowo legioniści, mający na każdej pozycji zawodnika wysokiego formatu, w imponującym stylu wrócili na szczyt. Kadrę tamtej drużyny tworzyli: Grotyński, Stachurski, Zygmunt, Niedziólka, Trzaskowski, bracia Blaut, Peszko, Żmijewski, Gadocha, Deyna i Brychczy. W opinii fachowców było to najlepsze zestawienie w historii klubu, czego potwierdzeniem był awans do półfinału Pucharu Europy rok później - największy sukces klubu na arenie międzynarodowej do dziś. Trener Vejvoda, który przez trzy lata budował ten zespół, otrzymał dwukrotnie wyższą premię od zawodników w uznaniu swoich zasług, ale nie porozumiał się z klubem co do swojej przyszłości. Mimo wielu ofert z lepszych klubów, m.in. Sparty Praga, na cztery lata wrócił do biedniejszej Dukli. Ta, będąca już słabszą kadrowo drużyną, straciła pozycję lidera na krajowym podwórku, ale za jego drugiej kadencji była jeszcze w stanie wrócić na ligowe podium.

Zdjęcie

Latem 1973 roku na biurku trenera zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki padła propozycja powrotu na Łazienkowską. Vejvoda odpowiedział twierdząco, choć jeszcze nie wiedział, że przez te lata jakość zespołu pogorszyła się i nawiązanie równorzędnej walki z klubami z Górnego Śląska czy Stalą Mielec było mało prawdopodobne. „W myśl porzekadła: Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, powrót Jaroslava Vejvody na Łazienkowską nie przyniósł oczekiwanych efektów. To już byli inni ludzie, inna drużyna” - opisywano ten okres w Księdze Stulecia. Po dwóch latach przyszedł czas rozstania, ale legenda Vejvody pozostała w Warszawie już na lata.

 

Czech zostawiał po sobie dobre wrażenie w miejscach, gdzie pracował świadczy fakt, że ostatnie pięć lat swojej kariery trenerskiej, od 1975 do 1980 roku, ponownie spędził w… Dukli. Powrót na pierwsze miejsce w tabeli i dwa tytuły wicemistrza jeszcze raz dowiodły jego szkoleniowej klasy. 7 z 11 tytułów klubu zdobyto za jego kadencji. „To był z pewnością najlepszy trener Dukli w historii i jeden z najlepszych w historii Czechosłowacji. Wspominamy go jako wyjątkowego człowieka” – kończy prezes Paunker.


Archiwalne zdjęcia Vejvody do dziś zdobią ściany klubowego muzeum, umiejscowionego na głównej trybunie kameralnego obiektu w północno-wschodniej Pradze. Można w nim również podziwiać pamiątkowy puchar z meczu rozegranego między dwoma jego ukochanymi klubami w 1968 roku, na 20-lecie Dukli. Prażanie są obecnie liderami II ligi skupionymi na wychowaniu młodzieży i nie są w stanie konkurować z zamożniejszymi, stołecznymi rywalami.

 

Jaroslav Vejvoda zmarł w Pradze w 1996 roku. Do zatrudnienia Dragomira Okuki w 2001 roku był ostatnim zagranicznym trenerem Legii.

Zdjęcie

W dniu meczu ze SK Slavią delegacja klubu: wiceprezes Jarosław Jurczak i członek zarządu Tomasz Zahorski wspólnie z wieloletnim sekretarzem Dukli Praga Miroslavem Jichą złożyła kwiaty na grobie Jaroslava Vejvody na Brevnovskim Cmentarzu. 

Zdjęcie

Legia Warszawa składa serdeczne podziękowania Dukli Praga, a w szczególności prezesowi Bohumilowi Pauknerowi, za życzliwe przyjęcie delegacji klubu i poświęcony czas.

Wizyta przedstawiceli klubu na stadionie Dukli Praga:

Zdjęcie z galerii nr 1
1 / 25

Archwilane zdjęcia Jaroslava Vejvody:

Zdjęcie z galerii nr 1
1 / 34
Udostępnij

Autor

Bartosz Zasławski

16razyMistrz Polski
19razyPuchar Polski
4razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.