Real Betis Balompié - piąty rywal z Reino de España [WIDEO]
Atletico Madryt, FC Barcelona, Valencia CF i Real Madryt - z tymi drużynami z Półwyspu Iberyjskiego mierzyła się dotychczas warszawska Legia grając w rozgrywkach o europejskie puchary. Raz - z FC Sevilla, spotkała się w meczu towarzyskim na Stadionie Narodowym. Czwartkowy przeciwnik Wojskowych w Lidze Konferencji UEFA - Real Betis Balompié - będzie piątym, a zarazem drugim z miasta położonego w Andaluzji.
Autor: Janusz Partyka / arch. Łączy Nas Piłka
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Włodzimierz Sierakowski, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka / arch. Łączy Nas Piłka
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Włodzimierz Sierakowski, Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
Atletico Madryt, FC Barcelona, Valencia CF i Real Madryt - z tymi drużynami z Półwyspu Iberyjskiego mierzyła się dotychczas warszawska Legia grając w rozgrywkach o europejskie puchary. Raz - z FC Sevilla, spotkała się w meczu towarzyskim na Stadionie Narodowym. Czwartkowy przeciwnik Wojskowych w Lidze Konferencji UEFA - Real Betis Balompié - będzie piątym, a zarazem drugim z miasta położonego w Andaluzji.
Do pierwszego warszawsko-hiszpańskiego starcia doszło w sezonie 1970/71. W rozgrywkach 1/4 finału o Puchar Europy Mistrzów Krajowych rywalem podopiecznych trenera Edmunda Zientary było Atletico Madryt. Pierwsze spotkanie odbyło się 10 marca 1971 roku w Madrycie. „'Chociaż w Hiszpanii dopiero zanotowano po raz pierwszy od 1922 roku tak obfite opady śniegu i temperaturę poniżej -20 stopni, to jednak 60-tysięczny stadion Manzanares powitał piłkarzy Legii wcale przyjemną murawą i ciepłą pogodą. Nastroju dodał wiadomy już w Madrycie zwycięski wynik piłkarzy Górnika' – relacjonowało krakowskie 'Tempo'. 10 marca 1971 roku to był wyjątkowy dzień w historii polskiej piłki. Młodszym kibicom pewnie ciężko będzie w to uwierzyć, ale bitwę o półfinał europejskich rozgrywek rozpoczęły wówczas dwa nasze zespoły. Najpierw na Śląskim w Pucharze Zdobywców Pucharów ekipa z Zabrza pokonała wielki Manchester City 2:0. Potem swoje wyjazdowe spotkanie w Pucharze Europy zaczęła drużyna ze stolicy. Warszawiacy walczyli jak lwy, byli bliscy strzelenia gola, ale ostatecznie zaznali goryczy porażki. Legii wciąż jednak dawano duże szanse na awans. 'Hiszpanie, w takiej formie, jaką zademonstrowali w środę na swoim boisku, są przeciwnikiem, o którego pokonanie różnicą dwóch bramek można się pokusić' – wróżyła sukces w rewanżu redakcja 'Przeglądu Sportowego'” - czytamy na stronie laczynaspilka.pl. „Gra Legii w defensywie nie pozostawiała w Madrycie prawie nic do życzenia. Kilka doskonałych interwencji miał bramkarz Grotyński, który popisał się szczególnie w 21. minucie meczu, broniąc niezwykle ostry strzał Irurety, następnie w 39. minucie po strzale Ufarte oraz w końcowej fazie meczu, kiedy Hiszpanie po raz ostatni natarli z wielkim impetem. Atak Legii, osłabiony brakiem należytego wsparcia od drugiej linii, nie mógł zdziałać wiele, lecz pochwalić należy go za pomoc, jaką starał się przynieść, walcząc w środkowej strefie boiska prawie o każdą piłkę. Nieliczne ataki, które legioniści przeprowadzili, były groźne, niestety nieczęsto kończyły się odpowiednio silnymi i celnymi strzałami” - pisze dalej łnp.

Ostatecznie gospodarze zwyciężyli 1:0 po golu Adelardo Rodrígueza w 22. minucie spotkania. Do rewanżu w Warszawie - 24 marca 1971 roku - legioniści przystępowali więc z umiarkowanym optymizmem. Drużyna Wojskowych przystąpiła do meczu przy Łazienkowskiej w następującym składzie: Władysław Grotyński - Feliks Niedziółka, Andrzej Zygmunt, Władysław Stachurski, Antoni Trzaskowski - Lesław Ćmikiewicz, Kazimierz Deyna, Janusz Żmijewski, Bernard Blaut - Jan Pieszko, Robert Gadocha. 25 tysięcy kibiców, którzy zasiedli na trybunach Stadionu Wojska Polskiego, obejrzało emocjonujące widowisko, w którym legioniści wygrali 2:1 (gole Jana Pieszki i Władysława Stachurskiego), ale w ostatecznym rozrachunku górą byli goście. „'Bramka na wyjeździe awansowała Atlético. 2:1 bez pełni szczęścia. Trudno, stało się. Szanse były wielkie. W drugiej połowie wojskowi zdecydowanie przeważali, ale upragnionej trzeciej bramki nie zdobyli' – tak zaczęła relację z tego meczu redakcja katowickiego 'Sportu'. W kwietniu 1971 roku mogło zdarzyć się coś, co nigdy wcześniej w historii naszego futbolu nie miało miejsca. Piłkarze Legii mieli szansę drugi raz z rzędu znaleźć się w półfinale europejskich rozgrywek – i to tych najważniejszych, z udziałem krajowych mistrzów. O ile jednak rok wcześniej uporali się na tym etapie rywalizacji z Galatasaray Stambuł, to tym razem trafili na mocniejszego od siebie przeciwnika. Doświadczona ekipa z Madrytu, w składzie z takimi tuzami, jak Luis Aragonés, Adelardo czy José Ufarte, nie dała sobie odebrać przewagi wywalczonej w pierwszym meczu i zameldowała się w najlepszej czwórce. Pogromcę znalazła dopiero w kolejnej rundzie, gdzie trafiła na późniejszego zdobywcę Pucharu Europy – Ajax Amsterdam'” - czytamy na laczynaspilka.pl.
Na kolejną pucharową potyczkę z drużyną z Hiszpanii Legia musiała czekać długich 28 lat. W 1/16 finału rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów piłkarze trenera Rudolfa Kapery mierzyli się ze słynną Barceloną. W pierwszym wyjazdowym spotkaniu byli bliscy zwycięstwa, ale sędzia Rolf Blattmann ze Szwajcarii nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Romana Koseckiego. „Drugi rok z rzędu polskiemu klubowi przyszło zmierzyć się z naszpikowaną gwiazdami Dumą Katalonii. W 1988 roku na Camp Nou zawitał poznański Lech i postarał się o nie lada sensację – zremisował z wielką Barcą 1:1. Blaugrana uporała się ostatecznie z ‘Kolejorzem’ w rewanżu, ale dopiero w rzutach karnych. Potem doszła do finału i zdobyła Puchar Zdobywców Pucharów. Tym razem na drodze Barcelony stanęła Legia. Wojskowi zaprezentowali się na obiekcie Katalończyków z jeszcze lepszej strony. Drużyna prowadzona przez Rudolfa Kaperę była o włos od pokonania obrońcy trofeum. Legioniści prowadzili po golu Andrzeja Łatki. Gdy w 2. połowie do siatki trafił Roman Kosecki, trybuny zamarły. Ale wtedy wkroczył arbiter, który... gola nie uznał, gdyż sędzia liniowy dopatrzył się spalonego. Warszawianom do zwycięstwa zabrakło 5 minut. W 85. do wyrównania – strzałem z rzutu karnego – doprowadził Ronald Koeman” - czytamy na łnp.

Dwa tygodnie później w rewanżu w Warszawie o jednego gola lepsi byli rywale (gol Laudrupa w 11. minucie) i to oni awansowali dalej. Legioniści wystąpili w składzie: Maciej Szczęsny - Dariusz Kubicki, Zbigniew Kaczmarek, Juliusz Kruszankin, Dariusz Wdowczyk - Stanisław Terlecki, Jacek Bąk, Jacek Cyzio, Krzysztof Iwanicki - Andrzej Łatka, Roman Kosecki. „Wojskowym nie udało się sprawić sensacji i wyeliminować blaugrany z Pucharu Zdobywców Pucharów. O ile na Camp Nou legioniści zaprezentowali się wyśmienicie, to u siebie wyglądali już nieco słabiej niż dwa tygodnie wcześniej. Chociaż zagrali i tak o niebo lepiej, niż w meczach ligowych. Na Barcelonę to jednak nie wystarczyło. O odpadnięciu Legii już w 1. rundzie przesądziła bramka zdobyta przez Duńczyka Michaela Laudrupa w 11. minucie. Do straty gola przyczynił się kapitan gospodarzy Zbigniew Kaczmarek. „Gdyby nie jeden błąd, jedna chwila nieuwagi, być może bylibyśmy świadkami ogromnej sensacji” – ocenił spotkanie katowicki „Sport”.

FC Valencia była kolejnym klubem, który stanął na drodze Wojskowych w rozgrywkach na Starym Kontynencie. W spotkaniu 1/32 finału Pucharu UEFA, rozegranym 18 października 2021 roku przy Łazienkowskiej, drużyna trenera Dragomira Okuki wyszła w składzie: Wojciech Kowalewski - Wojciech Szala, Siergiej Omieljanczuk, Marjan Gerasimovski - Bartosz Karwan, Maciej Murawski, Radosław Wróblewski, Tomasz Sokołowski, Aleksandar Vuković - Moussa Yahaya, Cezary Kucharski. Po golu Karwana w 11. minucie Wojskowi prowadzili 1:0, ale po przerwie goście zdołali wyrównać (Adrian Ilie z rzutu karnego). „Hasłem dnia było: na Valencię bez kompleksów – mówił później bramkarz Wojciech Kowalewski. I Legia tak zagrała. Na prawej stronie szalał Bartosz Karwan – najlepszy na boisku w tym okresie. Znakomicie odbierał piłki, ale był groźny w ofensywie. W 11. min katastrofalny błąd popełnili obrońcy Valencii. Piłka spadła pod nogi Karwana i było 1:0. Potem Legia grała skoncentrowana. Cofnęła się na własną połowę i kontratakowała. Hiszpanie nie mieli pomysłu na grę” - pisała „Gazeta Wyborcza”. „Takie spektakle z udziałem polskich drużyn chcielibyśmy oglądać w każdej edycji europejskich pucharów! 18 października piłkarze Legii wspięli się na wyżyny swych umiejętności. Niesieni wspaniałym dopingiem kibiców, zagrali przeciw sławnej Valencii jak równi z równymi” - czytaliśmy z kolei w „Piłce Nożnej”.

W rewanżu rozegranym w Walencji gospodarze nie pozostawili piłkarzom Legii złudzeń, wygrywając 6:1. Honorowe trafienie dla warszawian przypadło w udziale Stanko Svitlicy. „Faworyt nie zawiódł. Na własnym stadionie piłkarze Valencii odarli legionistów ze złudzeń. Gospodarze w niczym nie przypominali drużyny, która w Warszawie o mało nie przegrała. Teraz oba zespoły zamieniły się miejscami, z tą różnicą, że Wojskowi spisali się na Estadio Mestalla wręcz katastrofalnie. Nietoperze, niczym słynny hrabia Drakula, wyssali krew z legionistów (a przecież to ich trener, Dragomir Okuka fryzurą przypominał filmowego wampira). Gracze ze stolicy Polski byli apatyczni, wolni, nie nadążali za szybkimi atakami Valencii. Wynik 6:1 w pełni oddawał boiskowe wydarzenia. Tym spotkaniem Legia pożegnała się z europejskimi pucharami. Do 3. rundy Pucharu UEFA awansował zespół Rafaela Beníteza, który potem dotarł do ćwierćfinału (przegrał dwumecz z Interem Mediolan)” - pisze laczynaspilka.pl.

Po zdobyciu przez Wojskowych mistrzostwa Polski na początku XXI wieku „Duma Katalonii” stanęła na drodze Legii także w sezonie 2002/03. W 3. rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów - 14 sierpnia 2002 roku - pierwszy mecz odbył się w Barcelonie. Pewne zwycięstwo gospodarzy 3:0 (po golach Franka de Boera, Juana Romana Riquelme i Phillipa Cocu) nie pozostawiło legionistom żadnych nadziei w rewanżu. „Przed meczem z Dumą Katalonii szanse Legii na zwycięstwo na Camp Nou oceniano w Polsce w stosunku 9 do 1. Prawdopodobieństwo ogrania Barcelony na jej boisku wydawało się być czymś z gatunku science fiction. W szacunkach sporo się jednak pomylono, bowiem blaugrana była o kilka klas lepsza od mistrzów Polski. Kto wie, czy gra Legii zaprezentowałaby się korzystniej na terenie rywala, gdyby przed eliminacjami Ligi Mistrzów z zespołu nie odeszło czterech kluczowych zawodników – Bartosz Karwan, Mariusz Piekarski, Maciej Murawski i Sylwester Czereszewski. Tego nigdy się nie dowiemy. Po meczu w Barcelonie marzenia o Champions League trzeba było odłożyć na kolejne lata (następny tytuł mistrzowski Wojskowi zdobyli w 2006 roku). Przed rewanżem w Warszawie nikt już nie liczył, że legioniści będą w stanie odwrócić losy rywalizacji w III rundzie eliminacji” - piszą dziennikarze portalu laczynaspilka.pl.

Na rewanżowe spotkanie przy Łazienkowskiej - 28 sierpnia 2002 roku - przyszło 12 tys. kibiców. Katalończycy zagrali zachowawczo będąc pewnym awansu do kolejnej rudny. Wygrali 1:0 po golu Gaizki Mendiety z rzutu karnego w 68. minucie. Skład Wojskowych wyglądał następująco: Radostin Stanew - Siergiej Omieljanczuk, Marek Jóźwiak, Wojciech Szala, Jacek Zieliński - Jacek Magiera, Adam Majewski, Tomasz Kiełbowicz, Aleksandar Vuković - Stanko Svitlica, Cezary Kucharski. „Dla mistrzów Polski miał to być mecz już tylko o honor. Po porażce na Camp Nou 0:3 dwa tygodnie wcześniej tylko niepoprawni optymiści wierzyli, że Legia będzie w stanie odrobić straty. Na stadionie przy Łazienkowskiej 3 stawiły się tłumy chcące zobaczyć nie tylko wielką Barcelonę, ale również ambitnie walczących legionistów. Fani liczyli zapewne, że ich drużyna – jako pierwszy polski klub – zdoła pokonać Dumę Katalonii. Tak się jednak nie stało, choć ‘Barca’ z początku sprawiała wrażenie rozprężonej, co próbowali wykorzystać gracze Dragomira Okuki. Nie udało się to ani Adamowi Majewskiemu, ani Tomaszowi Kiełbowiczowi, ani też Radosławowi Wróblewskiemu. Być może spotkanie zakończyłoby się bezbramkowym remisem, gdyby nie faul Jacka Zielińskiego w polu karnym na Patricku Kluivercie, po którym jedenastkę wykorzystał Gaizka Mendieta. Do fazy grupowej Ligi Mistrzów awansowała FC Barcelona, Legii pozostała gra w Pucharze UEFA” - czytamy na lmp.

„Uważam, że zagraliśmy dobry mecz. W tej chwili Legia lepiej grać nie może. W polskiej lidze pewnie wygralibyśmy z każdym rywalem, natomiast na tak wspaniałą drużynę jak Barcelona, to nie wystarczyło. Dziś uwidoczniła się różnica w umiejętnościach i możliwościach obu zespołów. Walczyliśmy, biegaliśmy, piłkarze na pewno dali z siebie wszystko. A różnica i tak była widoczna. Jesteśmy po prostu słabsi. I tyle. Jacek Magiera zachował się źle, ale czasami piłkarz się zapomina. W ferworze walki robi się nieraz różne dziwne rzeczy. Szkoda tylko, że niepotrzebnie osłabił zespół przed meczami w Pucharze UEFA. Myślę. ze w tych rozgrywkach mamy większe szanse niż w starciu z Barceloną” - powiedział z kolei na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Wojskowych Dragomir Okuka.
Ostatnim z wielkich przedstawicieli La Liga, który skrzyżował rękawice z Legią, był Real Madryt. Stanął on na drodze Wojskowych w rozgrywkach grupowych Ligi Mistrzów UEFA w sezonie 2016/17. W 3. kolejce „Królewscy” gościli legionistów na Santiago Bernabeu w Madrycie. I trzeba przyznać, że zbytnio gościnni nie byli. Legia zaczęła odważnie, ale w 37. minucie było już 3:0 dla gospodarzy. Ostatecznie potyczka zakończyła się wygraną ekipy Zinedina Zidane'a 5:1 (gole Garetha Bele'a, Tomasza Jodłowca /s./, Marco Asensio, Lucasa Vasquesa i Albara Moraty dla Realu oraz Miroslava Radovicia dla Legii). „Mecz w Madrycie nie był obroną Częstochowy, choć to z tego miasta pochodzi przecież szkoleniowiec stołecznej drużyny. Na Santiago Bernabéu mistrzowie Polski nie ustawili podwójnych zasieków, grali odważnie, próbowali atakować i mogli nawet prowadzić. Potem jednak Real pokazał legionistom, jak duża różnica klas dzieli oba zespoły. I choć gracze z Warszawy stracili pięć bramek, to zaprezentowali się korzystniej niż w dwóch poprzednich spotkaniach Ligi Mistrzów. W końcu zdołali strzelić gola w tych rozgrywkach – pierwszego dokładnie od... 21 lat! 18 października 1995 roku Legia pokonała Blackburn Rovers 1:0, po trafieniu Jerzego Podbrożnego” - czytamy na laczynaspilka.pl.
2 listopada 2016 roku legioniści rozegrali jedno z najlepszych spotkań w europejskich pucharach w historii, a wynik remisowy z wielkim Realem Madryt przeszedł do klubowych annałów. Ekipa trenera Jacka Magiery wyszła na ten mecz w następującym zestawieniu: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński, Jakub Rzeźniczak, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Guilherme, Michał Kopczyński, Thibault Moulin, Vadis Odjidja-Ofoe - Miroslav Radović, Nemanja Nikolić. Mecz miał wiele punktów zwrotnych, począwszy od gola na 0:1 Bale'a już w pierwszej akcji meczu, skończywszy na wyciągnięciu z wyniku 0:2 na 3:2. Bez wątpienia wynik tej konfrontacji (ostatecznie 3:3) poszedł w świat. „To miało być wielkie święto piłki nożnej przy Łazienkowskiej w Warszawie. Do stolicy Polski przyjechał w końcu niezwykle utytułowany przeciwnik. Niestety spotkanie z Realem Madryt zostało rozegrane bez udziału publiczności. UEFA zamknęła stadion Legii po zamieszkach podczas pierwszego meczu grupowego w Lidze Mistrzów z Borussią Dortmund. Kibice mieli czego żałować, że nie dane im było podziwiać popisów ich pupili z trybun. Legioniści rozegrali znakomite spotkanie. Mimo, że przegrywali już 0:2, to z nawiązką odrobili straty i byli o włos od wygranej. Z remisu z naszpikowanym gwiazdami wielkim Realem – obrońcą trofeum i późniejszym triumfatorem – wszyscy byli jednak zadowoleni. Punkt wywalczony w konfrontacji z Królewskimi okazał się bezcenny” - czytamy na lnp.
„Zgodzę się z tym, że mecz przeszedł do historii. Mistrz Polski mierzył się z drużyną uznawaną za najlepszą na świecie. Świadczy o tym rekordowa liczba wygranych europejskich pucharów Realu, nie mówiąc już o krajowych trofeach. Dodatkowym smaczkiem tej rywalizacji były rozgrywki, w jakich oba zespoły się spotkały. To była Liga Mistrzów, na którą polski zespół czekał wtedy dwadzieścia lat. Mecz okrzyknięto wydarzeniem w całej Polsce, do dziś żałuję, że nie mogli wtedy wejść kibice. Zapamiętam go na długo, bo raz że bardzo dobrze graliśmy, a dwa zdobyliśmy bardzo cenny punkt, który okazał się przepustką do wiosennej potyczki z Ajaksem Amsterdam w Lidze Europy. Pamiętajmy, że obok Realu mieliśmy w grupie za rywali także Borussię Dortmund i Sporting CP. To był piękny czas” - wspominał po latach w rozmowie z polsatsport.pl szkoleniowiec Wojskowych Jacek Magiera.
W swojej historii piłkarze z Łazienkowskiej zmierzyli się z jeszcze jednym przedstawicielem hiszpańskiej piłki. W towarzyskim spotkaniu rozegranym na Stadionie Narodowym w Warszawie 17 kwietnia 2012 roku Legia uległa FC Sevilli 0:2. Ogółem w oficjalnych meczach Wojskowi stawali w szranki z Hiszpanami 10-krotnie. Jeden z nich zakończył się zwycięstwem warszawian, trzy remisem, zaś sześciokrotnie górą byli rywale (stosunek bramek 9:23). Jak będzie w 11 spotkaniu - tym razem z Realem Betis Balompié? Początek czwartkowego meczu o godz. 18:45 na stadionie przy Łazienkowskiej w Warszawie.
Oficjalne mecze Legii z drużynami z Hiszpanii:
1970/71 PEMK Legia Warszawa - Atletico Madryt 0:1, 2:1
1989/90 PZP Legia Warszawa - FC Barcelona 1:1, 0:1
2001/02 PUEFA Legia Warszawa - Valencia CF 1:1, 1:6
2002/03 EL.LM Legia Warszawa - FC Barcelona 0:3, 0:1
2016/17 LM Legia Warszawa - Real Madryt 1:5, 3:3
2024/25 LK Legia Warszawa - Real Betis Balompié ?

Autor
Janusz Partyka / arch. Łączy Nas Piłka