Ruben Vinagre: Jeśli się ze mną nie zgadzasz, udowodnię Ci, że mam rację
Piłkarskie CV Rubena Vinagre może robić wrażenie. Ćwierćfinał Ligi Europy UEFA, półfinał FA Cup, awans do Premier League, czy występy w młodzieżowej kadrze Portugalii - to tylko część z osiągnięć, które ma na koncie wahadłowy Legii. Prócz wielkich sukcesów nie ukrywa, że w życiu podjął także kilka niewłaściwych wyborów. Poznajcie Rubena Vinagre nie tylko jako piłkarza, ale przede wszystkim człowieka. Człowieka, który w Warszawie otrzymał zaufanie i zrobi wszystko, aby odpowiednio je spłacić.
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka
- Udostępnij
Autor: Mateusz Okraszewski
Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka
Piłkarskie CV Rubena Vinagre może robić wrażenie. Ćwierćfinał Ligi Europy UEFA, półfinał FA Cup, awans do Premier League, czy występy w młodzieżowej kadrze Portugalii - to tylko część z osiągnięć, które ma na koncie wahadłowy Legii. Prócz wielkich sukcesów nie ukrywa, że w życiu podjął także kilka niewłaściwych wyborów. Poznajcie Rubena Vinagre nie tylko jako piłkarza, ale przede wszystkim człowieka. Człowieka, który w Warszawie otrzymał zaufanie i zrobi wszystko, aby odpowiednio je spłacić.
- Niedawno urodził ci się syn. Słyszałem, że był to jednocześnie najlepszy, ale i najbardziej stresujący moment w twoim życiu.
- Tak jest, zdecydowanie. Długo czekałem na ten moment i nie do końca wiedziałem, jak mam go sobie wyobrażać. To cudowne uczucie, które ciężko jest opisać słowami. Marzyłem o tym, aby być ojcem. Wyobrażałem sobie, że jako tata będę mógł pokazać mojemu dziecku świat i wszystko, co go otacza. Jednocześnie czułem się mocno zestresowany. Miałem mnóstwo myśli w głowie. W jednej chwili pojawia ci się tysiąc pytań, nie do końca wiesz co ze sobą zrobić. Wyczekujesz tego momentu. Kiedy mój syn w końcu przyszedł na świat, a ja wziąłem go na ręce, cały stres ze mnie zszedł. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Twój syn przychodzi na świat, wszystko dzieje się w jednej chwili, a do Ciebie nagle dzwoni… trener Goncalo Feio? Twoja dziewczyna była mocno poirytowana?
- To był moment, do którego mogę wrócić z uśmiechem na ustach. Mój syn się urodził, a doktor przekazał go do rąk mojej ukochanej. Wziąłem telefon do ręki, chciałem poinformować najbliższych o naszym szczęściu. Odpalam go i widzę, że dzwoni do mnie trener Goncalo Feio. Rita (dziewczyna Rubena) nie była zła na to, że odebrałem ten telefon. Chyba ja sam byłem mocniej zestresowany, bo wszystko wydarzyło się nagle, i w takim momencie. Temat był jasny. Musiałem podjąć szybką decyzję, czy chcę dołączyć do Legii. Z jednej strony widzę mojego syna, który kilka minut temu pojawił się na świecie. Z drugiej chcę przytulić swoją partnerkę i wspólnie z nią się cieszyć. W całej tej ekscytacji chciałem zachować zimną krew i podjąć decyzję. Byłem zdeterminowany, aby dołączyć do Legii i właśnie na taki ruch się zdecydowałem.
- Pierwsza decyzja podjęta nie w dwójkę, ale we trójkę!
- Tak jest! To był niezapomniany dzień. Spełniłem swoje marzenie o byciu tatą, a dodatkowo dołączyłem do Legii!
- Rita uczyła się, chodziła do szkoły. Ja grałem w piłkę i wiedziałem, że jest to coś co chcę robić. Któregoś dnia odwiedziłem swoją dziewczynę i chciałem jej zrobić niespodziankę. Rita mieszkała w bloku. Wpadłem na pomysł, aby udekorować korytarze naszymi wspólnymi zdjęciami, a także listami miłosnymi. Poprosiłem przyjaciół, aby pomogli mi wszystko rozkładać, ale oczywiście pomysł był wymyślony przeze mnie. Chciałem, żeby Rita z samego rana - po wyjściu do szkoły - miała taką niespodziankę. Skoro jesteśmy razem już 11 lat, to chyba mój plan romantyka się powiódł.
- Wasz syn ma na imię Santiago i z tego co słyszałem, nie była to przypadkowa decyzja.
- Rita jest moją dziewczyną już od 11. lat. Rozpoczęliśmy nasz związek tak naprawdę jako dzieci, gdy mieliśmy po 14 lat. Mieliśmy taki film, który był moim ulubionym. Nazywał się „Gol”. Opowiadał pełną zwrotów akcji, piłkarską historię. Udowadniał, że nawet największe marzenia mogą się spełnić. Motywował ludzi do działania. Główny aktor w tym filmie grał m.in. w Newcastle, czy Realu Madryt, a na imię miał właśnie Santiago. Nie ukrywam, że uwielbiam to imię. Mówiłem do Rity wiele razy – „jeżeli urodzi nam się syn, to musi mieć na imię Santiago”. Gdy już wiedzieliśmy, że spodziewamy się chłopca, to dodatkowo się ucieszyłem właśnie z powodu tego imienia.
- To prawda, że masz najlepsze poczucie humoru? Porównywalne do tego Artura Jędrzejczyka?
- Jędza pod tym względem jest chyba nie do przebicia. Staram się po prostu w taki sposób podchodzić do życia. Jestem szczęśliwy z tego co mam i każdego dookoła chciałbym zarażać pozytywną energią. Nie jestem osobą, która robi mnóstwo żartów. Po prostu staram się we wszystkim co robię szukać pozytywów. Dla mnie osobiście bardzo ważne jest to, aby utrzymywać to pozytywne nastawienie. To pomaga Ci jako piłkarzowi, ale przede wszystkim – jako człowiekowi. U nas w Legii dbamy o to, aby atmosfera była na wysokim poziomie.
- Prócz poczucia humoru słyszałem, że niezły z Ciebie romantyk. Opowiesz historię z dekorowaniem korytarza wspólnymi zdjęciami i listami miłosnymi?
- Jako dzieciak chyba byłem trochę bardziej romantyczny. Teraz życie nauczyło mnie być trochę spokojniejszą osobą, twardo stąpającą po ziemi. Ale tak, wszystko się zgadza. To na pewno nie był dla nas łatwy czas, bo już jako nastolatkowie żyliśmy oddzielnie. Rita uczyła się, chodziła do szkoły. Ja grałem w piłkę i wiedziałem, że jest to coś co chcę robić. Któregoś dnia odwiedziłem swoją dziewczynę i chciałem jej zrobić niespodziankę. Rita mieszkała w bloku. Wpadłem na pomysł, aby udekorować korytarze naszymi wspólnymi zdjęciami, a także listami miłosnymi. Poprosiłem przyjaciół, aby pomogli mi wszystko rozkładać, ale oczywiście pomysł był wymyślony przeze mnie. Chciałem, żeby Rita z samego rana - po wyjściu do szkoły - miała taką niespodziankę. Skoro jesteśmy razem już 11 lat, to chyba mój plan romantyka się powiódł.
- Nienawidzę przegrywać, tego też nauczył mnie futbol. Piłka nożna była i jest dla mnie wszystkim. Bardzo dużo mnie nauczyła. Większość cech swojego charakteru zawdzięczam właśnie futbolowi. Nie da się rozmawiać o Rubenie Vinagre bez tematu piłki nożnej. Nie wyobrażam sobie siebie samego bez piłki nożnej.
- Optymista, z poczuciem humoru, w przeszłości romantyk i człowiek, który zawsze chce być lepszy od swoich rywali. Wiem, że na pewnych etapach życia nie miałeś łatwo, ale zawsze starałeś się pracować więcej niż inni, dawać z siebie jeszcze więcej, aby po prostu być lepszym.
- Zawsze taki byłem i myślę, że już zawsze taki będę. Tak jak powiedziałeś, nie zawsze w życiu miałem łatwo, ale z perspektywy czasu cieszę się z tego, jakie lekcje otrzymałem. Chciałem być lepszy od rówieśników, chciałem się wyróżniać. Nienawidzę przegrywać, tego też nauczył mnie futbol. Piłka nożna była i jest dla mnie wszystkim. Bardzo dużo mnie nauczyła. Większość cech swojego charakteru zawdzięczam właśnie futbolowi. Nie da się rozmawiać o Rubenie Vinagre bez tematu piłki nożnej. Nie wyobrażam sobie siebie samego bez piłki nożnej. Odkąd pamiętam kochałem futbol. Marzyłem o tym, żeby przebić się na najwyższy poziom. Nie miałem problemu z tym, żeby pracować więcej niż inni, bo wtedy czułem się lepszy. W młodym wieku, jeżeli chciałeś mnie pokonać, musiałeś pracować ciężej niż ja. Wtedy przyznałbym Ci, że jesteś na wyższym poziomie. A według mnie to było niemożliwe. Ta ciągła chęć bycia lepszym bardzo mnie napędzała. Zewnętrzna motywacja nie była mi potrzebna.
- Ludzie próbowali podciąć ci skrzydła?
- Gdy byłem młodszy nie wszystko było takie łatwe. Miliony młodych chłopaków chce grać w piłkę. Wielu z nich ciężko trenuje, aby osiągnąć swoje marzenia. Ludzie dookoła mówili mi, że nigdy nie będę piłkarzem. Przyjmowałem to do wiadomości i myślałem sobie: „okej, pokażę Wam, że jesteście w błędzie”. Jeżeli ktoś nie zgadzał się ze mną, za wszelką cenę chciałem mu udowodnić, że to ja mam rację.
- Skoro piłka jest dla Ciebie wszystkim, to nie masz wrażenia, że przez futbol mogłeś też wiele stracić?
- Z jednej strony tak, ale ja na to tak nie patrzę. Opuściłem Portugalię gdy miałem 16 lat. Byłem jeszcze nastolatkiem, który pewnie niewiele wiedział o świecie. Rówieśnicy w tym wieku rozpoczynali bardziej dorosły tryb życia. Pojawiały się imprezy, wspólne wyjścia. Tylko zupełnie szczerze, ja nigdy nie byłem takim typem osoby. Wolałem spędzać czas w rodzinnym domu, z rodziną, teraz też z moim synem. Nigdy nie ciągnęło mnie do typowego życia nastolatków. Uważam, że zdecydowanie więcej zyskałem dzięki temu, że zostałem piłkarzem. Mam wspaniałą rodzinę, cały czas gram w piłkę w największym klubie w Polsce. Teraz tylko ode mnie zależy, jak to wszystko potoczy się dalej.
- Trener Feio cały czas chce, żebyśmy byli lepszą wersją samych siebie. Nikt nie może się czuć pokrzywdzony, bo Goncalo zawsze jest wobec nas fair. Bardzo dużo z nami rozmawia. Tłumaczy i nie pozostawia niedomówień. Jeżeli jesteś dobry, trener Feio nie boi się tego powiedzieć. Jeżeli jesteś bez formy, trener też Ci o tym powie. Taka szczerość w piłkarskiej szatni czasem jest bardzo potrzebna.
- Grałeś w wielu klubach w swojej karierze. Byłeś w wielu miejscach, poznałeś wielu ludzi. Kiedyś powiedziałeś, że czas spędzony w Wolverhampton był dla Ciebie najbardziej udany. Dlaczego?
- Tak samo czuję się teraz, w Legii i mam nadzieję, że wszystko co najlepsze w Polsce jest przede mną. Ale wracając do Wolverhampton. Zgadza się, to był dla mnie niezwykle udany czas. Przede wszystkim dostałem szansę w seniorskim futbolu. Dla mnie to była kompletna nowość, ale czułem się dobrze przygotowany. Mieliśmy wspaniałą grupę zgranych ludzi. Pomagała mi obecność wielu Portugalczyków, jednak pozostali piłkarze również mnie wspierali. Codziennie czułem bardzo wysoki poziom w każdym obszarze funkcjonowania klubu, a to robiło wrażenie. Przede wszystkim jednak poczułem zaufanie, które było mi wtedy bardzo potrzebne. To było niesamowite miejsce, które mocno mnie ukształtowało. W dalszych latach grałem w wielu klubach, ale to nie było to samo. Wydaje mi się, że jeżeli zapytasz zawodników, którzy wtedy grali w Wolverhampton razem ze mną, odpowiedzą Ci to samo. Dookoła drużyny czuć było więź. Wygrywaliśmy razem, przegrywaliśmy również razem. Graliśmy w ¼ rozgrywek Ligi Europy UEFA, gdzie mierzyliśmy się z Sevillą. Awansowaliśmy z drugiej ligi do Premier League. Graliśmy w półfinale FA Cup na Wembley, przy 80-tysięcznej publiczności. Każdy dzień budował tę drużynę, stawaliśmy się coraz lepsi. Oczywiście pojawiały się również cięższe momenty, ale wychodziliśmy z nich wszyscy razem. Patrzę na to wszystko i czuję, że odkryłem drugie takie miejsce, którym jest Legia. Czuję się tutaj znakomicie jako piłkarz i jako człowiek. Wiem, że wybrałem właściwe miejsce, w którym dostałem zaufanie.
- Dużą rolę w Wolverhampton odegrał Nuno Espirito Santo. Widzisz jakieś podobieństwa między nim, a trenerem Goncalo Feio?
- Goncalo Feio - podobnie jak Nuno Espirito Santo - jest bardzo dobry we wszystkich aspektach taktycznych. Potrafi bardzo dobrze zarządzać drużyną. Goncalo jest trenerem, który docenia ciężką pracę, bo od każdego wymaga czegoś więcej. Dla mnie osobiście to bardzo ważne, bo jestem piłkarzem, który kocha ciężką pracę. Trener Feio cały czas chce, żebyśmy byli lepszą wersją samych siebie. Wpaja nam, że tylko od nas zależy, czy wykorzystamy swój potencjał. Nikt nie może się czuć pokrzywdzony, bo Goncalo zawsze jest wobec nas fair. Bardzo dużo z nami rozmawia. Tłumaczy i nie pozostawia niedomówień. Jeżeli jesteś dobry, trener Feio nie boi się tego powiedzieć. Jeżeli jesteś bez formy, trener też Ci o tym powie. Taka szczerość w piłkarskiej szatni czasem jest bardzo potrzebna.
- W wielu klubach nie do końca wyglądało to tak, jakbym tego oczekiwał. Czasem trafiałem do zespołów, które miały zły moment. Czasem czułem, że nie dostałem prawdziwej szansy. Ja zawsze jednak wolałem skupiać się na swojej pracy, bo wierzyłem, że ona przyniesie efekty. Jeżeli nie dostawałem szansy, to chciałem zrobić więcej, żeby na nią zasłużyć.
- Grałeś w innych klubach, w których nie wszystko potoczyło się tak, jakbyś tego oczekiwał. Nie ukrywasz, że w życiu piłkarskim podejmowałeś też złe decyzje. Która była najgorsza?
- To bardzo trudne pytanie. W życiu podjąłem kilka decyzji, które okazały się nietrafne, ale takie jest też życie piłkarza. Jeżeli miałbym wskazać jedną, która w mojej opinii byłą tą najgorszą, to zdecyduje się na moment opuszczenia Wolverhampton. To był dla mnie trudny czas, w którym działo się wiele rzeczy. Chwilę wcześniej rozpoczęła się pandemia wirusa COVID. Wszystko potoczyło się nie tak, jakbym tego oczekiwał. Jeżeli miałbym coś zmienić w swojej karierze, to zacząłbym właśnie od tej decyzji.
- Gdy podejmowałeś nieudane decyzje transferowe, jak mocno wpływało to na twoją pewność siebie?
- Zawsze gdy decydowałem się na transfer, to wierzyłem w swoją decyzję. Nigdy nie podjąłbym jakiekolwiek decyzji o przenosinach do innego klubu, gdybym nie był jej pewny. Zawsze robiłem wszystko, aby być najlepszą wersją samego siebie. Grałem w rozgrywkach europejskich, występowałem w najlepszej lidze na świecie – Premier League. Chciałem dalej się rozwijać, realizować kolejne cele. W wielu klubach nie do końca wyglądało to tak, jakbym tego oczekiwał. Czasem trafiałem do zespołów, które miały zły moment. Czasem czułem, że nie dostałem prawdziwej szansy. Ja zawsze jednak wolałem skupiać się na swojej pracy, bo wierzyłem, że ona przyniesie efekty. Jeżeli nie dostawałem szansy, to chciałem zrobić więcej, żeby na nią zasłużyć. Gdy brakowało tego zaufania, to czułem, że moja pewność siebie maleje. Ale nigdy nie pozwoliłem jej całkowicie zniknąć, bo znałem swoją wartość. Nawet gdy się nie zgadzałem, to zaciskałem zęby i robiłem swoje dalej. Teraz mogę wyciągnąć lekcję z tych wszystkich momentów – lepszych i gorszych. Jestem w miejscu, do którego bardzo chciałem trafić i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
- Transfer do Legii był moją najlepszą decyzją. Nie czułem się tak dobrze nigdzie przez ostatnie dwa, trzy sezony. Legia dała mi to, czego nie dostawałem w ostatnim czasie. Jestem szczęśliwy na boisku i poza nim. Po dołączeniu do Legii zrozumiałem, że to miejsce jest wyjątkowe.
- Chciałbym, żebyś w takim razie dokończył zdanie. Transfer do Legii był…
- Był moją najlepszą decyzją. Nie czułem się tak dobrze nigdzie przez ostatnie dwa, trzy sezony. Legia dała mi to, czego nie dostawałem w ostatnim czasie. Jestem szczęśliwy na boisku i poza nim. Wszystko tutaj dookoła sprawia, że mogę spokojnie skupić się na sobie i swojej rodzinie. Mamy grupę fantastycznych piłkarzy i ludzi pracujących dla tego klubu. Niesamowite wrażenie zrobiło na mnie to, jak Ci ludzie są oddani i zjednoczeni. Po dołączeniu do Legii zrozumiałem, że to miejsce jest wyjątkowe. W poprzednich klubach nie zawsze czerpałem przyjemność z tego, co robię. Nie dostawałem tylu minut, nie otrzymywałem prawdziwej szansy, chociaż były momenty, gdy na nią zasłużyłem. Pragnąłem znaleźć miejsce, w którym ludzie na mnie postawią. Nigdy nie bałem się presji. Mało tego - bardzo lubię właśnie takie mecze, gdy ta presja jest największa. Ale po kilku nieudanych latach pragnąłem zaufania. Otrzymałem je od ludzi w klubie, od Legii Warszawa. Czuję, że ponownie jestem lepszą wersją samego siebie. Chciałbym oddać klubowi i tym ludziom wszystko, co najlepsze.
- Po rozmowie z trenerem Feio, jeszcze przed dołączeniem do Legii, myślałeś o klubach z najlepszej, europejskiej szóstki. Po słowach trenera byłeś pewny, że chcesz dołączyć do naszej drużyny. Co ci powiedział trener?
- Rozmawiałem z Goncalo Feio wiele razy. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę, w której trener powiedział mi, czego ode mnie i od drużyny oczekuje on sam i czego my powinniśmy oczekiwać od siebie. Chodziło o mistrzostwo Polski. Zrozumiałem, jaka pasja wygrywania istnieje w Legii i wśród jej kibiców. Ta drużyna miała mieć swoje cele, ale wszystkie dotyczyły takich rzeczy jak zwycięstwa, czy tytuły. To było niesamowite. Nie potrzebowaliśmy godzinnych rozmów, bo od razu zrozumiałem, o co chodzi trenerowi. Wiedziałem, że Legia potrzebuje zwycięzców, aby wrócić na należne jej miejsce.
- Ta wizja klubu pokrywała się z tym, jakim jesteś człowiekiem?
- Zdecydowanie tak. Nienawidzę przegrywać. Nie znoszę tego uczucia. Taka jest moja mentalność. Nieważne z kim, gdzie i kiedy grałem, zawsze chciałem i chcę wygrywać. Po ostatnich porażkach i remisie w lidze byłem bardzo rozczarowany i smutny. To we mnie siedziało, z resztą podobnie jak u innych zawodników. Moja mentalność nie dopuszcza do mnie porażki. Nieważne z jakim rywalem – czy gramy w lidze, czy w europejskich pucharach. To nie ma żadnego znaczenia. Nieistotne, kto będzie grał przeciwko mnie, z kim będę rywalizował. Zawsze chcę wygrać i zawsze muszę wygrać. Każde niepowodzenie tylko to napędza i to samo widzę tutaj, w Legii. W tym klubie wystarczy chwila, aby pojąć jego wielkość. Zawsze chciałem grać w drużynie, która będzie odpowiadała mojej mentalności. Tak jest w przypadku Legii.
- Ludzie z Warszawy kochają Legię, identyfikują się z nią, oddają jej serce. W Warszawie Legia jest wszędzie. Każdy żyje tym klubem. Gdzie nie pójdę, to słyszę: „Legia, Legia, Legia”. Pasja do kibicowania jest tutaj wyjątkowa. Na każdym kroku czuję, że to najlepszy klub w Polsce.
- Jak zareagowało twoje otoczenie, gdy dowiedziało się o transferze do Legii.
- Zaraz po gratulacjach wszyscy dookoła mnie mówili. „Ruben, będziesz grał w klubie z takimi kibicami. Atmosfera na Legii jest niesamowita”. Wszyscy w Europie znają potencjał i umiejętności kibiców Legii. Cieszyłem się, że będzie mi dane obejrzeć to na własne oczy. Powiem szczerze - po tych kilku tygodniach spędzonych przy Łazienkowskiej jestem zachwycony. Ludzie z Warszawy kochają Legię, identyfikują się z nią, oddają jej serce. W Warszawie Legia jest wszędzie. Każdy żyje tym klubem. Gdzie nie pójdę, to słyszę: „Legia, Legia, Legia”. Pasja do kibicowania jest tutaj wyjątkowa. Na każdym kroku czuję, że to najlepszy klub w Polsce.
- Jak podsumowałbyś swoje pierwsze tygodnie i miesiące w Legii?
- Zanotowaliśmy dobry start, chociaż ostatnie wyniki nie są takie, jakbyśmy oczekiwali. Tutaj każda porażka jest dodatkowo oceniana, ale to dobrze, bo w takim klubie po prostu nie możesz przegrywać. Czuję, że już niebawem wrócimy na prostą. Wierzę w tę drużynę i w to, że z dnia na dzień będziemy rosnąć jako team. Ja sam chcę być jeszcze lepszy, żeby dawać Legii jeszcze więcej.
- Wiem, że w takim klubie jak Legia presja będzie rosła, ale ten klub zasługuje na to, by oczekiwać od siebie coraz więcej. Wszyscy powinni mieć takie podejście. Jako Legia musimy być każdego dnia lepsi. Nie mamy czegoś takiego jak sufit możliwości. Dlatego tak ważne jest, aby oczekiwać od siebie więcej i więcej.
- Kiedyś powiedziałeś, że najlepszą rzeczą w piłce jest to, że wszystko jest momentem. Co przez to rozumiesz?
- To proste. W futbolu bardzo szybko o wszystkim się zapomina. Grasz mecz, wygrywasz spotkanie z mocnym rywalem – jesteś na szczycie, jesteś najlepszy na świecie. Za tydzień grasz znowu, tym razem przegrywasz i nagle jesteś najgorszy. Nikt wtedy nie pamięta tych dobrych momentów. W głowie ma się wówczas tylko te złe chwile. Gdy wygrywasz mecze, to ludzie chcą więcej. To, co było kiedyś minimum, teraz nie wystarcza, bo skoro jesteś zwycięzcą, to musisz mieć coraz wyższe cele. Oczekiwania rosną bardzo szybko, bo sukcesem jest łatwo się zachłysnąć. Bardzo krótka jest droga od bycia mistrzem, do bycia przegranym. Tego nauczyła mnie piłka, ale tak jak wspomniałeś, dla mnie to nie jest nic negatywnego. Wiem, że w takim klubie jak Legia presja będzie rosła, ale ten klub zasługuje na to, by oczekiwać od siebie coraz więcej. Wszyscy powinni mieć takie podejście. Jako Legia musimy być każdego dnia lepsi. Nie mamy czegoś takiego jak sufit możliwości. Dlatego tak ważne jest, aby oczekiwać od siebie więcej i więcej. Jako piłkarz zrozumiałem to i wiem, jak sobie z tym poradzić, jednocześnie uważając to za atut w tym sporcie. Cieszę się, że trafiłem do klubu, który to odwzajemnia.
- Czego mogę Ci życzyć na najbliższe miesiące?
- Mój cel jest bardzo prosty. Razem z drużyną zrobię wszystko, aby zdobyć mistrzostwo Polski. To dla Legii jest najważniejsze. Bardzo chciałbym podnieść pierwsze trofeum razem ze swoim synem.
Autor
Mateusz Okraszewski