Plus500
Wiktor Bołba: Pamiątki po Kazimierzu Deynie uratowałem w ostatniej chwili (cz. I)

Wiktor Bołba: Pamiątki po Kazimierzu Deynie uratowałem w ostatniej chwili (cz. I)

Wiktor Bołba, kustosz muzeum Legii Warszawa, od lat dba, by kibice mogli na własne oczy przekonać się i namacalnie odczuć potęgę stołecznego klubu.

Autor: Przemysław Gołaszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jacek Prondzynski/Archiwum Legii

Główny sponsor Plus500
  • Udostępnij

Autor: Przemysław Gołaszewski

Fot. Mateusz Kostrzewa, Janusz Partyka, Jacek Prondzynski/Archiwum Legii

Wiktor Bołba, kustosz muzeum Legii Warszawa, od lat dba, by kibice mogli na własne oczy przekonać się i namacalnie odczuć potęgę stołecznego klubu. Eksponaty, które podziwiać można w placówce przy ulicy Łazienkowskiej, gromadził przez całe swoje życie, zdobywał je w niecodzienny sposób, często ratując przed zniszczeniem. Zapraszamy na pierwszą część rozmowy z Wiktorem Bołbą.

 

Zapraszamy także do zwiedzania  muzeum Legii Warszawa. W sobotę, 15 maja, jest ku temu doskonała okazja - nasza placówka bierze udział w tegorocznej edycji Nocy Muzeów. Szczegóły na końcu wywiadu.

 

Legia.com: - Kim jest człowiek, dzięki któremu możemy dotknąć historię Legii Warszawa?
Wiktor Bołba, kustosz muzeum Legii Warszawa: - Jestem przedstawicielem pokolenia, które wszystko zbierało. Był to czas, kiedy nie mieliśmy dostępu do zbyt wielu rzeczy. Jeśli coś wpadło nam w ręce i od razu zaczęliśmy tworzyć kolekcję. Od najmłodszych lat byłem zarażony pasją do piłki nożnej. Mieszkałem niedaleko bazaru przy Dworcu Wschodnim, na którym wszystko można było kupić. Grzebaliśmy w stoiskach, koledzy zbierali komiksy, a ja trafiłem na proporczyk Legii. Od niego wszystko się zaczęło. W tamtych czasach nie było mowy o sklepach klubów piłkarskich. Pamiętam jednak, że przy naszym stadionie znajdowało się stoisko pewnego Pana, który rozkładał swoje pamiątki i zachęcał do kupna. W 1971 roku na rogu Myśliwieckiej i Łazienkowskiej powstał kiosk kibica, gdzie można było kupić pocztówki z okazji mistrzostwa Polski z roku 1970. Właściwie były to portrety piłkarzy. Powstawały kolejne sklepy i tak się gromadziło różnego rodzaju pamiątki. Ten rynek też się rozwijał. Pojawiały się nowe formy gadżetów, naszywki, proporce. Kolejny sklep powstał pod kortami. Można tam było kupić odznaki klubowe. Następny sklepik otworzył Paweł Gęs, można było u niego kupić specjalne wazony. Były to już droższe pamiątki. Na stadionie Skry mieściła się także giełda, gdzie zdarzało się upolować coś ciekawego. Jeździłem też na pchli targ na Mariensztat, gdzie ludzie przywozili swoje pamiątki i je sprzedawali. Tak rodziła się ta pasja. 

 

- Można powiedzieć, że muzeum Legii Warszawa powstało właśnie dzięki Pana pasji.

- Muzeum rodziło się w bólach. Mój pomysł na powstanie placówki narodził się pod koniec lat 80. Powodem tego zamieszania były narzekania mojej żony, że z każdej szafki w domu wypadają legijne pamiątki. Kazała mi coś z tym zrobić (śmiech). Muzeum powstało na podwalinach mojej osobistej kolekcji. W latach 80. regularnie spotykałem się z władzami klubu i namawiałem do utworzenia placówki. Wszyscy byli chętni, lecz w tamtych czasach brakowało miejsca na przygotowanie muzeum. Po remoncie trybuny krytej na starym stadionie udało się zorganizować pierwsze muzeum w sali VIP. Otworzyliśmy je 21 kwietnia, w ramach obchodów 90-lecia powstania Legii Warszawa. Tego samego dnia odsłonięto tablicę poświęconą Józefowi Piłsudskiemu.

Zdjęcie

" Jestem przedstawicielem pokolenia, które wszystko zbierało. Był to czas, kiedy nie mieliśmy dostępu do zbyt wielu rzeczy. Jeśli coś wpadło nam w ręce i od razu zaczęliśmy tworzyć kolekcję."

- Drogą do powstania placówki była kolekcja pamiątek poświęconych Kazimierzowi Deynie...
- Można tak powiedzieć. W sukurs przyszli mi koledzy z grupy “Deynowcy”. Kiedy miało dojść do odsłonięcia tablicy Kazimierza Deyny, chłopaki z grupy zwrócili się do mnie, ponieważ wiedzieli, że mam jedną z największych pamiątek po Kaziu. Chcieli, bym przy okazji stworzył wystawę pamiątek. Udało się ją zorganizować w pubie Deyna - mieścił się on przy wejściu na trybunę honorową. Wystawą bardzo zainteresował się ówczesny prezes Piotr Zygo. Wykorzystałem sytuację, podchwyciłem temat i opowiedziałem, że takich pamiątek mam całe mieszkanie. Wystarczająco, by stworzyć muzeum. Prezesowi spodobał się ten pomysł. Oddelegował mi do pomocy z klubu Larysę Żuchowską, która pracowała wówczas w dziale marketingu, i przy jej pomocy zaczęliśmy tworzyć muzeum. 

 

- Przedmioty, które możemy podziwiać w muzeum często trafiły do Pana w niecodzienny sposób.

- W tworzeniu mojej kolekcji pomogły mi chociażby zdolności plastyczne. Tworzyłem karykatury piłkarzy, przyjeżdżałem na Legię i zbierałem podpisy. Zawodnicy bardzo się zainteresowali, chcieli bym rysował specjalne rysunki dla nich. Powstała poczta pantoflowa. Zwracali się do mnie, bym tworzył obrazki dla rodziny, dla znajomych. Gdy wybierali się na imprezy urodzinowe, przychodzili do mnie i prosili, abym przygotował karykaturę dla solenizantów. Nie chciałem za to pieniędzy, wpadłem na pomysł, że będę w ten sposób zbierał pamiątki. Dostałem mnóstwo koszulek, medale zawodników i inne przedmioty do kolekcji. Oczywiście wiele rzeczy też odkupiłem. Od starszych piłkarzy nigdy nie przyjmowałem pamiątek za darmo. 

 

- Dawne czasy i ówczesne podejście do sportu sprzyjały niecodziennym metodom powiększania kolekcji? 

- Na pewno sprzyjały znajomości, o które wtedy było bardzo łatwo. Mogę przytoczyć pewną anegdotę. Władek Grotyński, były bramkarz Legii, z którym się przyjaźniłem, dostał od Kazimierza Deyny koszulkę reprezentacji Polski po mistrzostwach świata w 1974 roku. Któregoś dnia Władek powiedział mi, że da mi tę koszulkę, ale zastrzegł, że jeśli będzie jej potrzebował, to mu ją pożyczę. Umówiliśmy się na spotkanie u Władka Komara, mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą. Na rogu ulic Świętokrzyskiej i Emilii Plater Władek Komar miał swoją knajpkę. Z kolei Władek Grotyński pomagał mu w prowadzeniu tego biznesu. Często też spędzał tam czas, opowiadając gościom o swojej karierze. Umówionego dnia pojawiłem się w lokalu, Władek Grotyński już na mnie czekał. Dosiadłem się, ale patrzę, koszulki nie ma. Nic nie mówię, pewnie zapomniał. Rozmawialiśmy kilkadziesiąt minut, przysiadł się do nas Władek Komar. On miał prawdziwy dar opowiadania dowcipów i anegdot. Minęło sporo czasu, rozmowa nam się dobrze kleiła, ale w końcu pytam - “Władek, gdzie masz tę koszulkę”. A Władysław Grotyński rozpina wtedy koszulę i dumnie mówi “Na sobie!”. Jak ja to zobaczyłem… Władek był przy tuszy, a ta koszulka była przecież w rozmiarze szczupłego Kazika. Grotyński wyglądał w niej jak ściśnięty baleron. Nie mogliśmy jej z niego zdjąć. Już myślałem, że ją rozerwiemy, ale na szczęście udało się ją ściągnąć i do dziś koszulka Kazimierza Deyny znajduje się w naszej ekspozycji muzealnej.

Zdjęcie

"Minęło sporo czasu, rozmowa nam się dobrze kleiła, ale w końcu pytam - “Władek, gdzie masz tę koszulkę”. A Władysław Grotyński rozpina wtedy koszulę i dumnie mówi “Na sobie!”. Jak ja to zobaczyłem… Władek był przy tuszy, a ta koszulka była przecież w rozmiarze szczupłego Kazika. Grotyński wyglądał w niej jak ściśnięty baleron. Nie mogliśmy jej z niego zdjąć."

- W dzisiejszych czasach podobne historie się zdarzają? Czy pozostały wyłącznie internetowe aukcje, które odbierają kolekcjonowaniu tę wyjątkową otoczkę?

- Sytuacja często wygląda tak, że przychodzą do mnie różne osoby i chcą mi coś sprzedać. Nasilenie tego zjawiska występuje zawsze przy okazji świąt lub wakacji. Ludzie potrzebują wtedy pieniędzy, więc myślą “mam jakiś medal, to go sprzedam”. Legia jest najbogatszym klubem w Polsce, więc i ceny są zawyżone. Ludzie myślą, że dzięki temu dużo zarobią. Zresztą, pamiątki Legii są najdroższe, ale też najwięcej ludzi je zbiera. Kilka dni temu na aukcji została sprzedana za 3 500 zł przedwojenna metalowa odznaka. Staram się osobiście docierać do innych kolekcjonerów. Lata temu należałem do Klubu Kolekcjonera Pamiątek Sportowych w Krakowie, nawiązałem tam mnóstwo kontaktów. W obecnych czasach pieniądz traci na wartości, więc ludzie inwestują w starsze przedmioty i traktują to jako lokatę kapitału. Dotyczy to głównie przedwojennych pamiątek. Warszawa została zniszczona, przetrwało niewiele przedmiotów związanych z Legią Warszawa. Te, które się uratowały, są naprawdę niesamowicie wartościowe. Dla przykładu - na aukcji w Wiedniu przelicytował mnie pewien kolekcjoner z Krakowa. Walczyliśmy o proporczyk Legii z lat trzydziestych. Dałem za niego 1 200 euro i zostałem przebity. 

 

- Co to był za proporczyk, skoro odnalazł się w Wiedniu? 

- Legia brała wtedy udział w turnieju w Wiedniu. Prawdopodobnie tylko dlatego się uratował. Niestety przegrałem tę licytację, chociaż i tak poszedłem po bandzie. Gdyby domownicy się dowiedzieli o kwocie, to by mnie pogonili… (śmiech). 

 

- Który eksponat z naszego muzeum było najtrudniej zdobyć?

- Jeśli chodzi o najcenniejszy i historycznie najważniejszy, to jest to medal Towarzystwa Eugenicznego. W jego przypadku poszczęściło mi się. Znałem syna Pawła Akimowa, bramkarza. Długo to trwało zanim zdecydował się oddać mi ten medal. W 2000 roku niespodziewanie zadzwonił i powiedział - “przyjeżdżaj”. Oddał mi sportowe pamiątki ojca, a pozostawił sobie wojskowe. Pamiątki Kazimierza Deyny zdobywałem w naprawdę dziwny sposób. Gdy żona Kazika, Mariola, zrezygnowała z mieszkania przy ulicy Świętokrzyskiej, przekazała część rzeczy klubowi. Klub niestety je wyrzucił. Dowiedziałem się o tym, wszedłem do kontenera i je wyciągałem. Były tam dyplomy, listy od kibiców, proporczyki… Naprawdę, prawdziwe skarby. Nie chcę robić nikomu pod górkę, więc nie zdradzę nazwisk. Była jednak taka sytuacja, że siedzieliśmy w redakcji, przychodzi pewna osoba i mówi “Ale się Deyny rzeczy hajcują!”. Jak ja to usłyszałem… Pobiegłem do kotłowni i uratowałem krawaty oraz marynarkę olimpijską z 1976 roku. Nie wiem, jak można było do tego dopuścić. Kazio Deyna przykładał wagę do pamiątek i nic nie wyrzucał. Gromadził programy meczowe, na gazetach zbierał podpisy kolegów z drużyny. Gdyby wszystkie pamiątki się zachowały, można by odtworzyć jego pokój. Podobny pomysł miałem z wystawą poświęconą Kazimierzowi Górskiemu. Znałem się z nim bardzo dobrze, bo byłem jego częstym gościem przy okazji spisywania jego wspomnień, ale też opiekowałem się Panem Kazimierzem. Przywoziłem go często na mecze Legii Warszawa. Po jego śmierci skontaktowałem się z jego synem i zaproponowałem odtworzenie pokoju. Synowi Darkowi pomysł się spodobał, ale za jakiś czas okazało się, że tych mebli jednak już nie ma.

Zdjęcie

"...Przychodzi pewna osoba i mówi “Ale się Deyny rzeczy hajcują!”. Jak ja to usłyszałem… Pobiegłem do kotłowni i uratowałem krawaty oraz marynarkę olimpijską z 1976 roku. Nie wiem, jak można było do tego dopuścić."

- Wiele pamiątek z naszego muzeum poświęconych jest Panu Lucjanowi Brychczemu. W jaki sposób one znalazły się w tym miejscu?

- Od Pana Lucjana otrzymaliśmy nie tak dawno jedenaście medali mistrzowskich z czasów, gdy był już trenerem. Pamiętam, że w pierwszych miesiącach istnienia muzeum miałem pomysł, by przełamać trochę motywy piłkarskie i dodać do eksponatów rzeczy osobiste. Trener Krzysztof Dowhań trochę mnie podpuścił i zaproponował mundur Pana Lucjana. Zacząłem Pana Lucjana o niego gnębić (śmiech). Podchodziłem go przez długi czas, a Pan Lucjan ciągle mówił, że nie ma żadnego munduru (śmiech). Nie było dnia, bym go nie prosił. Widział jednak, że muzeum się rozrasta i w końcu się zgodził. Przekazanie munduru też odbyło się w szczególny sposób. Chyba się trochę krępował, bo schował go w szatni, a potem przyszedł do mnie i powiedział, żebym go zabrał i dał mu święty spokój (śmiech). W ten sposób mundur znalazł się w naszym muzeum. Mam kilka innych rzeczy Pana Lucjana. Proporczyki, buty… Jedna para to buty piłkarskie, które trzymał w piwnicy. Dał mi je chyba dla świętego spokoju (śmiech). W pewnym momencie budynek muzeum był już za ciasny. Na szczęście zbiegło się to w czasie z budową nowego stadionu. Pojawił się architekt, profesjonalna firma. Powstało muzeum z prawdziwego zdarzenia. Cały proces budowy był ze mną konsultowany. To było pierwsze, wzorcowe klubowe muzeum w Polsce. Jednak i to pomieszczenie stało się zbyt ciasne. Zwłaszcza, że miałem również wiele pamiątek z innych dyscyplin sportu. Zapadła wtedy decyzja o dobudowaniu antresoli, która jest wykorzystywana do prezentacji eksponatów z innych sekcji.

 

- No właśnie, najpierw pojawiła się pasja do pamiątek piłkarskich, ale po pewnym czasie objęła ona też inne dyscypliny sportu.

- Zaczęło się od sekcji motocyklowej. Przedwojenne pamiątki motocyklowe to dzieła sztuki. Na giełdach trafiałem często na plakietki, które były imponujące. Kupowałem je. Patrzysz na taką pamiątkę, widzisz wygrawerowany napis “Legia”, nie weźmiesz jej? Oczywiście, że weźmiesz. Stąd w mojej kolekcji inne sekcje. Dzięki temu człowiek uczy się historii klubu. Zdobędziesz jakąś rzecz, to następnie dociekasz, bo chcesz poznać jej historię. A ta wiedza jest nieograniczona. Przeczytasz o jakimś fakcie i rozwijasz kolejne wątki. Jestem przy Legii od pięćdziesięciu lat, poznałem wiele osób i się z nimi przyjaźniłem. Jednym z moich przyjaciół był siatkarz Legii Leszek Urbanowicz. Miał do mnie pretensje, że tylko piłka nożna mi w głowie, a powinienem też zainteresować się innymi sekcjami. Pytał, kiedy zacznę przychodzić na siatkówkę. Zacząłem jeździć na te mecze. Leszek zapraszał mnie do szatni, czy na różnego rodzaju imprezy. Byłem na jego urodzinach, a tam cała drużyna siatkarska. Rozmawiasz z tymi ludźmi, poznajesz ich, zdobywasz nowe kontakty i przy okazji wykorzystujesz sytuację, że coś możesz zdobyć (śmiech). Później trenowałem rekreacyjnie boks na Fortach Bema. Poznałem tam całą śmietankę legijnego boksu - Jana Szczepańskiego, Józefa Grudnia, Wieśka Rutkowskiego. Poprzez Rutkowskiego poznałem hokeistę Wojtka Kaczorka… Cały czas pojawiały się kolejne osoby. Krzysiek Kosedowski bardzo mi pomaga, na spotkaniach rodziny olimpijskiej wspomina legionistom o istnieniu muzeum i zachęca do przekazywania pamiątek. Znam wielu innych kolekcjonerów z Polski, często zainteresowanych innymi klubami. Spotykamy się, wiem u kogo jakich przedmiotów mogę się spodziewać. Zdarza się, że trafię na pamiątkę związaną z innym klubem lub dyscypliną, a wtedy kupuję ją z myślą o wymianie. Sposobów na zdobycie kolejnych eksponatów jest wiele, najważniejsze że w naszej placówce wciąż ich przybywa. 

 

- Wśród sportowców Legii Warszawa trafili się tak zapaleni kolekcjonerzy jak Pan? Sportowcy, którzy sami tworzyli swoje kolekcje

- Michał Kucharczyk skrupulatnie zbiera wszystkie medale i pamiątki. Na pewno teraz ich nie odda (śmiech). Zawsze tak jest, że zawodnicy kolekcjonują różne przedmioty związane z ich karierą, ale po czasie chcą się ich pozbyć, przekazać komuś innemu. Starsi sportowcy na ścianach wieszali sobie medale. Pan Lucjan Brychczy cały czas ma ścianę udekorowaną swoimi nagrodami. Zdarza się oczywiście, że zawodnik chce zachować sobie pamiątki i oddać je po latach wnukom, ale z drugiej strony wnuczek potem przychodzi do mnie (śmiech).

Zdjęcie

"Trener Krzysztof Dowhań trochę mnie podpuścił i zaproponował mundur Pana Lucjana. Zacząłem Pana Lucjana o niego gnębić (śmiech). Podchodziłem go przez długi czas, a Pan Lucjan ciągle mówił, że nie ma żadnego munduru (śmiech). Nie było dnia, bym go nie prosił. Widział jednak, że muzeum się rozrasta i w końcu się zgodził. Przekazanie munduru też odbyło się w szczególny sposób. Chyba się trochę krępował, bo schował go w szatni, a potem przyszedł do mnie i powiedział, żebym go zabrał i dał mu święty spokój (śmiech)."

- Jakie największe nazwiska miał Pan okazję spotkać dzięki swojej pasji? Może udało się też zdobyć od nich coś wyjątkowego

- Powiem szczerze, że nie interesują mnie inne kluby. Tylko Legia. Nie interesuje mnie Real Madryt czy FC Barcelona, zostałem wychowany na Legii i jestem kibicem tylko tego klubu. NIgdy nie interesowały mnie pamiątki związane z innymi klubami. Zdarzało się czasem, że przy okazji różnego rodzaju spotkań miałem okazję zobaczyć się ze znanym sportowce z zagranicy, ale wykorzystywałem raczej te okazje do stworzenia karykatury i zebrania podpisu. Było to jednak dawno temu. Teraz nie wiem nawet, czy potrafiłbym taką postać narysować.

 

- Zdarzyło się Panu, że miał na wyciągnięcie ręki jakąś wyjątkową pamiątkę, ale ostatecznie nie udało się jej zdobyć?

- Dużo jest takich pamiątek. Pamiętam, że kiedyś udało mi się przekonać do siebie Ryszarda Koncewicza, legendarnego trenera, który prowadził reprezentację Polski jeszcze przed Kazimierzem Górskim. Nie lubił dziennikarzy, miał na nich uczulenie. Nie dopuszczał do siebie nikogo z zewnątrz, a mi się udało go poznać. Ryszard Koncewicz znany był ze swojej fajki, którą popalał podczas meczów. Wyobraź sobie, że gdy był trenerem Legii w latach 50. odbył się mecz towarzyski w Izraelu, który był bardzo brutalny. Trener dokonał zmian, wydarzyła się jakaś kontuzja, a że było to spotkanie towarzyskie, to trener sam wbiegł na boisko. Z fajką w ustach, bo się zapomniał… Zresztą nieprzypadkowo miał pseudonim “Faja”. Męczyłem go o tę fajkę bardzo długo i pewnego dnia mi ją dał. Napisał mi certyfikat, pojawiło się w nim zdanie “Ta fajka była ze mną zawsze w Legii”. Kiedy Ryszard Koncewicz umarł, zadzwoniła do mnie jego żona. Zaproponowała, żebym przyjechał i zabrał do kolekcji jego pamiątki. Słuchaj, tam było wszystko… Całe szuflady zapełnione medalami, odznaczeniami związanymi z reprezentacją Polski, a ja głupek wziąłem tylko to co związane z Legią i resztę zostawiłem. Nie mogę tego odżałować. O porażkach nie powinno się mówić, bo inni kolekcjonerzy się cieszą. Między nami jest prawdziwa rywalizacja. Jeśli ktoś wie, że “gdzieś coś jest”, ale cena jest negocjowana, to nie zdradzi, że może to zdobyć w innym miejscu. Ten rynek jest naprawdę zawiły… 

 

- W naszym muzeum możemy często podziwiać ekspozycje stworzone na specjalne okazje. Po powrocie Artura Boruca przygotowana została wystawa poświęcona temu legendarnemu bramkarzowi. Obecnie, z okazji setnej rocznicy urodzin Kazimierza Górskiego, mamy wystawę o Trenerze Tysiąclecia. Jakie są plany na kolejne tego typu wystawy?

- Wystawy czasowe robię po to, by zachęcić do ponownego odwiedzenia placówki. Ostatnie dwie wystawy, właśnie poświęcone Arturowi Borucowi i Kazimierzowi Górskiemu, trafiły na czasy pandemii. Kiedy otworzyliśmy wystawę o Arturze, kilka dni później zamknięto muzea. Bardzo nad tym ubolewam. Z ekspozycją poświęconą panu Górskiemu było tak samo. Mam nadzieję, że teraz sytuacja się zmieni i nic już nam nie będzie przeszkadzało. Zwłaszcza, że plany na kolejne wystawy oczywiście mam. Zbieram obecnie buty piłkarzy związane z ważnymi momentami w ich historii oraz w dziejach naszego klubu - “Historia Legii butem pisana”. Wiele pomysłów podrzuca też życie. Przy okazji zdobycia mistrzostwa Polski można przygotować sporą wystawę, tak więc plany są, zobaczymy, co życie przyniesie. 

 

Muzeum Legii Warszawa bierze udział w tegorocznej edycji Nocy Muzeów. W ramach przygotowanej wystawy będzie można zobaczyć gabloty poświęcone wybitnym piłkarzom Legii Warszawa, pamiątki legend naszego klubu, specjalną wystawę poświęconą Kazimierzowi Górskiemu oraz eksponaty związane z sekcjami naszego klubu. Na wyjątkowy wieczór z historią klubu na Łazienkowską 3 zapraszamy od 19:00 w sobotę do 01:00 w niedzielę. Wejście przez recepcję główną. Ekspozycję przygotował kustosz Muzeum Legii Wiktor Bołba.

Zdjęcie

"Kiedy Ryszard Koncewicz umarł, zadzwoniła do mnie jego żona. Zaproponowała, żebym przyjechał i zabrał do kolekcji jego pamiątki. Słuchaj, tam było wszystko… Całe szuflady zapełnione medalami, odznaczeniami związanymi z reprezentacją Polski, a ja głupek wziąłem tylko to co związane z Legią i resztę zostawiłem. Nie mogę tego odżałować."

Udostępnij

Autor

Przemysław Gołaszewski

16razyMistrz Polski
19razyPuchar Polski
4razySuperpuchar Polski
pobierz oficjalną aplikację klubu
App StoreGoogle PlayApp Gallery
© Legia Warszawa S.A. Wszelkie prawa zastrzeżone.