Z archiwum Naszej Legii: Edmund Zientara - jedyny taki Mistrz [HISTORIA]
Edmund Zientara przez lata był jedną z kluczowych postaci w reprezentacji Polski, lecz nigdy nie zagrał w finałach mistrzostw świata. Jednak jako pierwszy w historii zdobył z Legią Warszawa tytuł najlepszej drużyny w kraju najpierw jako zawodnik, a później jako trener.
Autor: Janusz Partyka, WB / Nasza Legia
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
- Udostępnij
Autor: Janusz Partyka, WB / Nasza Legia
Fot. Eugeniusz Warmiński/Archiwum Legii
Edmund Zientara przez lata był jedną z kluczowych postaci w reprezentacji Polski, lecz nigdy nie zagrał w finałach mistrzostw świata. Jednak jako pierwszy w historii zdobył z Legią Warszawa tytuł najlepszej drużyny w kraju najpierw jako zawodnik, a później jako trener.
Edmund Zientara urodził się w Warszawie 25 stycznia 1929 roku. Całe swoje dzieciństwo spędził w stolicy, uganiając się do zmierzchu z rówieśnikami za piłką po placykach na Polach Mokotowskich. W tych czasach prawdziwa sznurowana piłka to był rarytas, którego posiadaczem mógł być ktoś pochodzący z zamożnej rodziny. Dlatego młody Zientara wraz z kolegami bardzo często grywali zwykłą szmacianką, piłką tenisową lub... pęcherzem z prawdziwej futbolówki.
Radości i smutki dziecięcych lat
Swoją przygodę z piłkarstwem Edmund Zientara zaczynał w wieku chłopięcym, kibicując drużynie Warszawianki, która w tamtych latach była drużyną pierwszoligową.
„Z wydarzeń związanych z Warszawianką utkwiły mi w pamięci boje, które toczyliśmy wśród kolegów o to, kto zaniesie sprzęt czołowym zawodnikom z magazynku do szatni. Odbywało się to na takiej zasadzie, że przed treningiem ligowców gromadziliśmy się przed magazynkiem i z wypiekami na policzkach czekaliśmy na znak od magazyniera, by zanieść któremuś z piłkarzy sprzęt do szatni” - wspominał na łamach NL Zientara.
Mijały tygodnie i miesiące beztroskiego dziecięcego życia Edmunda, kiedy brutalnie przerwała je II Wojna Światowa. Wybuchła, gdy miał siedem lat. To spowodowało przerwę w uganianiu się za piłką na długie lata. Z powodu wybuchu Powstania Warszawskiego przerwał także naukę. Terror hitlerowski, łapanki i uliczne rozstrzeliwania wstrząsały w czasie Powstania sercami Polaków. W odwecie za zbrojne przeciwstawienie się okupantowi mnożyły się represje wobec ludności cywilnej Warszawy. Tragedia niemieckiej zbrodni dotknęła także rodzinę Zientarów, kiedy w Powstaniu zginął jego ojciec. Po wysiedleniu, opuszczając z matką zniszczone miasto, zameldowali się szczęśliwie na wsi u rodziny pod Warszawą. Nie myślał wówczas o sporcie. Czy można się dziwić, skoro mówimy o czasach, kiedy główną potrzebą każdego człowieka były chleb i myśli o przeżyciu tych trudnych lat wojny? W 1944 roku, mając zaledwie 14 lat, został sam. Matka, dostając się pod koła kolejki elektrycznej, zginęła w katastrofie pod Warszawą.
„Gibka stopa”
Po wojnie początkowo pracował jako strażnik w jednym z więzień w Warszawie. Następnie nieprzemyślaną decyzją nastolatka na tyle skomplikował sobie życie, że musiał ukrywać się pod przybranym nazwiskiem. Wówczas to na warszawskich boiskach pojawiał się jako Andrzej Szczepański.
„Bardzo dawno nie dotykałem tej sfery mojego życia. Dla NL zrobię jednak wyjątek” - mówił na łamach miesięcznika. „W pewnym momencie odkryłem w sobie powołanie medyczne. Dlatego w 1945 roku, będąc jeszcze niepełnoletnim, miałem zaledwie 16 lat, zgłosiłem się do dwuletniej Wojskowej Szkoły Sanitarnej w Łodzi. (...) Niestety, jeszcze przed ukończeniem nauki w Szkole Sanitarnej, zostałem przeniesiony do Pułku Piechoty stacjonującego w Kielcach. Tam awansowano mnie do stopnia kaprala i zostałem dowódcą drużyny starych wiarusów oczekujących na demobilizację, którzy nie respektowali regulaminów, a cała odpowiedzialność za takie zachowanie spadała na moje barki” - wspominał.
Zniechęcony takim obrotem sprawy Zientara napisał do dowództwa podanie o zwolnienie ze służby. W związku z tym, że podanie jego zostało załatwione odmownie, sam zdecydował o zdjęciu wojskowego munduru. Wobec czego nad uznawanym za dezertera i poszukiwanym listem gończym młodzianem zawisł wyrok sądowy. Kochał piłkę i pomimo prokuratorskich zarzutów wybiegał na boisko, przez co został zdemaskowany i w 1949 roku na krótko trafił do aresztu przy ulicy Cyryla i Metodego, a później przed Wojskowy Sąd w Krakowie. Epilog tej sprawy miał dla Edmunda Zientary szczęśliwe zakończenie. Dzięki wyrozumiałości sędziego, co w czasach stalinowskich było czymś niezwykłym, niepełnoletniego, w dodatku ochotnika wojska, nie uznano za dezertera. Jednakże wyjaśniono mu, że skoro zgłosił się do wojska, nie miał prawa sam decydować o zakończeniu służby. W konsekwencji za młodzieńczy nieprzemyślany wybryk został zdegradowany do stopnia szeregowego i otrzymał rok więzienia w zawieszeniu.
„Po zakończeniu tej sprawy cieszyłem się, że wreszcie będę mógł oglądać swoje nazwisko na sportowej stronie Kuriera Warszawskiego” - mówił.
Zadowolony z takiego obrotu sprawy na dobre mógł poświęcić się piłce nożnej, systematycznie podnosząc swoje umiejętności. Bogaty był repertuar jego uderzeń piłki, koledzy z drużyny twierdzili, że miał „gibką stopę”, którą potrafił rzucić celnie piłkę na odległość 60 metrów. To go wyróżniało na tyle, że w 1950 roku trafił do reprezentacji Polski. Edmund Zientara był wyjątkową postacią w polskim futbolu. Był pierwszym zawodnikiem w historii stołecznej piłki nożnej, który grał w trzech warszawskich klubach pierwszoligowych: Polonii, Legii i Gwardii. Był także z drużyną na Igrzyskach Olimpijskich w Rzymie (w 1960 roku), ale tego okresu nie wspominał najlepiej. Jeśli chodzi o reprezentację, to najbardziej pamiętne spotkania rozegrał przeciwko ekipom z ZSRR i NRF.
Z Legią do końca
Andrzej Zientara po raz pierwszy trafił do Legii w 1950 roku, w dość nieoczekiwanych okolicznościach. W czasie oczekiwania na przydział służbowy dostał „cynk” od jednego z żołnierzy, że jest przewidziany do służby w kamieniołomach. Czy można się zatem dziwić, że wykorzystując chwilę nieuwagi... uciekł z jednostki i pojechał na Legię prosić, by zatrzymali go przy ulicy Łazienkowskiej. Czas spędzony w oczekiwaniu dłużył się niemiłosiernie, ale czekanie nie było daremne. Pułkownik Czarnik, ówczesny sekretarz generalny klubu, od razu przeszedł do rzeczy osobiście angażując się w sprawę przejścia Zientary do Legii. Udało się i w dwa dni później (19 listopada 1950 roku) piłkarz debiutował w zielonej koszulce Wojskowych w remisowym meczu z Lechem w Poznaniu (1:1). Edmund od razu został zaakceptowany przez starszych kolegów i chociaż wówczas prym w Legii wiedli tacy zawodnicy jak: Kazimierz Górski, Józef Oprych czy Wacław Sąsiadek, to jednak członkowie drużyny nie wahali się przekazać opaski kapitańskiej młodemu, niespełna 21-letniemu Zientarze. Po dwóch latach, po tym jak został zadenuncjowany przez kolegę z drużyny, któremu dał po nosie, „zesłano” go do II-ligowej Lublinianki. Z Lublina wrócił do Warszawy (do Gwardii), skąd ponownie trafił na ulicę Łazienkowską, by zostać siłą napędową najlepszej klubowej drużyny w kraju.
Taki piłkarz jak Zientara, był nieoceniony w przypadku wyprowadzania kontrataków. Ile znaczył dla Legii, dowiadujemy się czytając „Wspomnienia 'Kiciego'” w NL: „Andrzej to miał chyba cyrkiel w nodze” - pisał Lucjan Brychczy, który znaczną ilość goli dla Legii strzelał z jego podań. Edmund Zientara jednym podaniem potrafił przesądzić o losach meczu. Nie spoczywając na laurach ciągle doskonalił swoje umiejętności. Pomimo tego, że przez ekspertów zaliczany był do grona najlepszych pomocników w Europie, zachowywał dystans i skromność wobec własnych dokonań. Jako zawodnik Legii rozegrał 157 meczów i strzelił trzy gole, w 1956 roku zdobywając dublet (mistrzostwo i Puchar Polski).
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Zientara poświęcił się trenerce. Najpierw był w Legii pomocnikiem trenerów zagranicznych, by po odejściu Jaroslava Vejvody zostać „wodzem” pierwszego zespołu. Zawodnicy przyjęli go z entuzjazmem. Bezinteresownie pomagał wielu ludziom, w tym udzielił klubowi pożyczki Kazimierzowi Deynie, żeby ten został w Warszawie i nie odszedł do zamożniejszego i oferującego większe środki do życia Górnika Zabrze. Pod jego wodzą Legia (w 1970 roku) po raz kolejny zdobyła mistrzostwo Polski. Do końca swoich dni pozostawał jedynym legionistą, który zdobywał mistrzowskie tytuły zarówno w roli zawodnika, jak i trenera. Wydawało się, że ta idylla będzie trwała przez wiele lat, ale... Ale w jego życiu zdarzyło się coś, o czym niewielu wie, o czym Edmund Zientara nie chciał mówić. Dotychczas nie poruszaliśmy tego tematu, ze względu na dżentelmeńską umowę z Edmundem Zientarą. Otrzymaliśmy natomiast przyzwolenie, że „ruszymy” ten temat dopiero po jego śmierci.
„Jestem ogólnie szanowanym działaczem, dlatego proszę, niech pan o tym napisze, ale wówczas gdy mnie już nie będzie wśród żywych. Teraz nie. Podchwycą to media i zniszczą mnie za życia, przy każdej okazji wytykając mi przeszłość” - mówił podczas jednej z naszych rozmów.
Przez dziesiątki lat była to najskrytsza tajemnica Edmunda Zientary. O jego rozstaniu z Legią w 1971 roku wiadomo było tylko tyle, że... się odbyło. Rzeczywisty powód jego odejścia z klubu nie był znany szerszemu gronu ludzi. Nikt nie pomyślał o tym, żeby bardziej szczegółowo zbadać przyczyny dymisji. Sam na ten temat mówił niechętnie: „Dostałem wypowiedzenie i tyle” - oznajmił w jednym z wywiadów. Dla niektórych czytelników znających dobrze Edmunda Zientarę jest to wiadomość wstrzymująca oddech. Ale mając pełne przyzwolenie Ś.P. Edmunda Zientary ujawniamy tę bolesną i gorzką dla niego prawdę.
W 1970 roku wplątany w aferę przemytniczą, zamienił trenerski dres na więzienny uniform Zakładu Karnego przy ulicy Rakowieckiej. Przesłuchiwany przez prokuratora na okoliczność znalezienia w zegarze ściennym w jego mieszkaniu większej ilości złota, motywy swojego działania uzasadniał krótko i nieco naiwnie: „Gromadziłem złoto w obawie przed biedą, której tyle zaznałem w czasie wojny i której wspomnienie prześladowało mnie w snach”.
Po ciężkich życiowych doświadczeniach Zientara na trzy lata wyjechał do Szczecina, trenując Pogoń. Później była Stal Mielec, z drużyną, w której najjaśniej świeciły gwiazdy: Grzegorza Laty, Henryka Kasperczaka i Andrzeja Szarmacha, zdobył tytuł mistrza Polski (1976 r.). Następnie trenował jeszcze krakowską Wisłę, aż na długie lata wylądował w PZPN-ie. W strukturach związkowych pełnił wiele funkcji, włącznie ze stanowiskiem Sekretarza Generalnego, na którym dał się poznać jako wybitny administrator. Edmund Zientara do końca swoich dni uczuciowo był związany z Legią. Ujmujący swoim stylem, obdarzał szacunkiem wszystkich, bez względu na pozycję zawodową i status społeczny, tryskając optymizmem i serdecznością. Zmarł w Warszawie w wieku 81 lat, 3 sierpnia 2010 roku.
Autor
Janusz Partyka, WB / Nasza Legia