Czesław Michniewicz: Gdybym miał jutro zagrać z Karabachem, to... (Cz. 2)
Zapraszamy na drugą część świątecznego wywiadu z trenerem Czesławem Michniewiczem.
Autor: Przemysław Gołaszewski, Jakub Jeleński
- Udostępnij
Autor: Przemysław Gołaszewski, Jakub Jeleński
- Co nazwałby Trener największym sukcesem?
- Uważam, że jest dużo pozytywów, jeśli chodzi o naszą grę i sposób grania. Wiele osób mówiło, że Czesław Michniewicz równa się defensywna taktyka. Tylko pamiętajmy, że na koniec dnia przychodzą mecze z silniejszymi zespołami z Europy. Patrząc przekrojowo, nie ma wielu zespołów, które w Europie wygrywały z ekipami mocniejszymi od siebie. Młodzieżowa reprezentacja Polski pod moją wodzą potrafiła wygrać z Portugalią, Włochami, Belgią, Danią, zremisowaliśmy z Anglikami. Zwyciężyliśmy organizacją gry, która w Legii też musi być na wysokim poziomie. Mamy swoje cele i marzenia. Chcemy grać w Europie i do tego dążymy, ale żeby tak było, musimy pokonać drużyny mocniejsze od nas, a to można uczynić właśnie dzięki dobrej organizacji gry. Nie da się jej jednak zbudować w tydzień przed meczem pucharowym. Nawyki należy kształtować przez wiele czasu. My nad nimi zaczęliśmy pracować od początku naszej pracy w Warszawie. Oczywiście, w spotkaniu ze Stalą Mielec straciliśmy trzy bramki. Ale przeanalizujmy, w jaki sposób rywali trafiali do siatki. Były to rzuty karne, stałe fragmenty gry, indywidualny błąd, jak w meczu ze Śląskiem Wrocław, gdzie Artur nie zauważył napastnika i zagrał mu piłkę. Te rzeczy się zdarzają, ale to jest proces. Mam nadzieję, że za rok będziemy mówić, że jesteśmy na wyższym poziomie i trudno nam strzelić gola, bo nie popełniamy niewymuszonych błędów. Nad tym pracujemy. Co jest dobre? Drużyna uwierzyła, że Legia może i powinna grać, w przeciwieństwie do tego, co mówiono o moim defensywnym nastawieniu, atrakcyjną piłkę. W wielu fragmentach meczów graliśmy do przodu, budowaliśmy akcje od bramkarza i unikaliśmy długich podań. To jest kierunek, w którym musimy zmierzać. Nie może to trwać pięć minut w jednym spotkaniu. Dążymy do minimum osiemdziesięciu minut tego typu gry.
- Z czego Trener jest najbardziej zadowolony po tych kilku miesiącach w Legii Warszawa?
- Z tego, że tu jestem i dziś rozmawiamy (śmiech). Dla każdego trenera praca w Legii to olbrzymia nobilitacja. Byłbym zadowolony, gdybyśmy wygrali ze Stalą Mielec. Dziś trudno wypowiedzieć mi słowa zadowolenia, kiedy przegraliśmy ważny mecz. Jestem zadowolony z tego, co zastałem, z ludzi, którzy otaczają klub i tu pracują. Począwszy od piłkarzy, poprzez kitmenów, kierowcę autobusu… Wszystko jest na fantastycznym poziomie. Mówię również innych pracownikach, o was, o każdej osobie zatrudnionej przez Legię. Ludzie mają kompetencję i pasję, jest fajna atmosfera. Nie widzę smutasów. Nie lubię pracować ze smutnymi ludźmi. Uśmiech gości na twarzy każdej napotkanej osoby, co mi się bardzo podoba. Oczywiście są też gorsze momenty. W życiu nie jest tak, że każdy ma powody, by codziennie się uśmiechać. Mamy swoje życie rodzinne i zdarza się gorszy nastrój.
- Są rzeczy, których Trener żałuje z perspektywy tych miesięcy?
- Mówimy o Karabachu (śmiech)?
- Ludzie mają kompetencję i pasję, jest fajna atmosfera. Nie widzę smutasów. Nie lubię pracować ze smutnymi ludźmi. Uśmiech gości na twarzy każdej napotkanej osoby, co mi się bardzo podoba.
- Delikatnie chcieliśmy nawiązać (śmiech).
- Dla mnie to też jest trudny czas, byłem w klubie bardzo krótko. Przyjęliśmy taką koncepcję, że po pierwszym wygranym meczu z Dritą, nie odbyło się spotkanie ze Śląskiem Wrocław, a następne arcyważne starcie graliśmy z Karabachem. Wydawało się, że jest to optymalne dla nas, będzie więcej czasu, żeby się przygotować. Dzisiaj wiem, że gdyby ten mecz ze Śląskiem się odbył – okej, bylibyśmy bardziej zmęczeni na czwartkowy mecz – ale jako trener miałbym więcej odpowiedzi. Co innego oglądać drużynę w telewizji czy nawet na żywo i patrzeć pod kątem swoich zawodników, którzy występowali w Legii, bo często gościłem tutaj na stadionie, a co innego wejść do szatni i ocenić cały zespół. Nawet jeśli kogoś znasz, wydaje Ci się, że on zrobi to, co Ty chcesz, ale koniec dnia jest taki, że jednak tego nie zrobił, czegoś nie zrozumiał, coś zrobił inaczej itd. I efekt jest taki, że przegraliśmy bardzo ważny mecz. Ale jeszcze raz powiem. Przegraliśmy nie dlatego, że graliśmy w takim czy innym ustawieniu. Przegraliśmy przez proste błędy w defensywie, za łatwo traciliśmy bramki. Może nie stworzyliśmy zbyt wielu sytuacji, ale grając w Europie – to o czym mówiłem wcześniej – nie możesz dać sobie tak łatwo strzelić, bo później tego nie odrobisz. Już w ekstraklasie jest ciężko odrobić, jak stracisz jedną czy dwie bramki. W Europie przy trzech bramkach straty już nie ma czego zbierać.
- Gdyby ten mecz z Karabachem miałby się odbyć jutro, jak bardzo ta Legia różniłaby się od tej którą Pan wystawił wtedy?
- Powiem tak, że gdybym miał do dyspozycji wszystkich zdrowych zawodników i miałbym wiedzę, którą dzisiaj mam, a wszyscy zawodnicy są zdrowi, nikt nie jest po kontuzji, po Covidzie, po innych przejściach, myślę, że obrona za wiele by się nie zmieniła. Oczywiście Artur w bramce. Na środku pomocy zagrałby Bartek Kapustka i Michał Karbownik, bo to są zawodnicy, którzy dają dynamikę w grze Legii. Tej mobilności w tamtym momencie nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Bartek nie był tym Bartkiem, którym był już w grudniu, był w zupełnie innym miejscu. Pamiętam te najlepsze nasze mecze, które graliśmy tutaj. Nawet ten zremisowany z Piastem, bo dynamika w środku była taka jaką byśmy chcieli, bardzo imponująca, napędzała akcje, wypełnialiśmy wszystkie strefy. Na środku pomocy zagrałby Kapustka z Karbownikiem. Na bokach też nie było dużego wyboru, ale myślę, że dzisiaj wystawiłbym Luquinhasa, bo o niego było najwięcej pytań. Wtedy jeszcze go nie znałem, wydawało mi się, że Brazylijczyk może dać dobrą zmianę, bo mecz mógłby trwać i sto dwadzieścia minut. Wiedziałem, że nie każdy wytrzyma od początku do końca, wszystko trzeba zakładać. A zawsze z punktu widzenia strategii - z mojego punktu widzenia, bo każdy trener inaczej to postrzega – wolę trzymać na ławce zawodnika, który ożywi grę, niż tego, który tylko utrzyma ten sam poziom gry. Masz na ławce zawodnika dynamicznego i masz zawodnika, który troszeczkę wolniej pewne rzeczy robi. Jak za tego pierwszego wstawisz tego drugiego wolnego, to tej szybkości nie osiągniesz. Okej, jeśli bronisz wyniku to możesz wstawić defensywnego zawodnika. Ale jeśli chcesz atakować, to zawsze trzeba się podpierać tym lepszym. Dlatego w każdym klubie, w każdej reprezentacji, gdzie pracowałem, wolałem też mieć na ławce dobrego, dynamicznego zmiennika. I czasami świadomie zaczynałem w jednym ustawieniu, żeby móc później wprowadzić więcej dynamiki i zmienić oblicze zespołu.
- Przegraliśmy nie dlatego, że graliśmy w takim czy innym ustawieniu. Przegraliśmy przez proste błędy w defensywie, za łatwo traciliśmy bramki. Może nie stworzyliśmy zbyt wielu sytuacji, ale grając w Europie – to o czym mówiłem wcześniej – nie możesz dać sobie tak łatwo strzelić, bo później tego nie odrobisz.
- Powiedział trener, że “teraz ma już odpowiedź”. Rozmawiamy po spotkaniu z prezesem Mioduskim. Czy wnioski na ten temat były podobne?
- Dyskutowaliśmy bardzo rzeczowo. Podoba mi się myślenie pana prezesa, który powiedział: “Nie rozmawiajmy o meczu ze Stalą, bo zabraknie nam czasu na dyskusje o tym, co przed nami”. Każdy z nas głęboko przeżywa ten mecz. Na spotkaniu oceniliśmy teraźniejszość, poziom zawodników z naszej perspektywy i rozmawialiśmy o przyszłości. Wszyscy uczestnicy wyrazili swoje zdanie na temat poszczególnych piłkarzy, ale też konkretnych sytuacji, które miały miejsce w ostatnim czasie. Rozmawialiśmy też o tym, gdzie byśmy chcieli być za pół roku, za rok, jak do tego podejść, w jaki sposób to zrobić. Jak wzmocnić skład, by rozwijać zawodników. Rozmawialiśmy również o zgrupowaniu i kończących się kontraktach. Za nami fajna, rzeczowa dyskusja, szkoda tylko, że wisiał nad nami cień meczu ze Stalą.
- Kontynuując - gdzie chcielibyśmy być za pół roku?
- Jak mówi się w Polsce, a w Warszawie przyjmuje za codzienność, chcielibyśmy być mistrzami Polski. Oczywiście nie będzie to tak łatwe, jak wszystkim się wydaje, bo konkurencja jest duża. Patrząc na to, jak inne zespoły gromadzą punkty, wydaje mi się, że sprawa mistrzostwa rozstrzygnie się w granicach 65, może 68 punktów. Następnie, marzymy o pokazaniu się w Europie. Z perspektywy czasu wiemy, że puchary promują klub i piłkarzy, których ceny rosną. Futbol to też biznes i atrakcja. Na wspomnianym spotkaniu prezes powiedział, że Legia musi cieszyć kibiców swoją grą. Chcemy iść w tę stronę. Każdy kolejny transfer to ma być zawodnik, który będzie rozwijał drużynę i grał w atrakcyjny sposób, a do tego niezbędne są odpowiednie umiejętności techniczne. Nie jest to łatwe, bo cały świat szuka takich graczy i jest to kwestia ceny. Liczę bardzo na ludzi zajmujących się transferami z dyrektorem Radkiem Kucharskim na czele i na to, że takich ludzi uda im się ściągnąć.
- Wywołaliśmy temat transferów - czy Trener ma już w głowie listę piłkarzy, z którymi się żegnamy i których chętnie byśmy w Legii powitali.
- Przede wszystkim jest szeroka lista zawodników, którym kończą się kontrakty. Wiadomo - umowa wygasa Antoliciowi, który już pożegnał się z drużyną. Żałuję bardzo, że nie był zdrowy, żeby zagrać w ostatnim meczu. Jeśli chodzi o innych - jedni są młodsi, inni starsi - musimy mądrze do tego podejść, patrząc na interes klubu. Oczywiście, interes zawodnika jest bardzo ważny, każdy chce przedłużyć kontrakt z Legią, chce tutaj dalej funkcjonować, ale my - brutalnie mówiąc - musimy zobaczyć, na ile on nam jest potrzebny, ile może pomóc, jak się rozwinie i kto jest jeszcze w perspektywie na jego pozycję. Analizujemy sytuację kadrową Akademii pod kątem komu dać szansę, bo jeden zawodnik, który zostaje w klubie, blokuje wejście innemu młodemu zawodnikowi. Nie ukrywam, że chcemy, żeby młodzież, która jest gotowa, dostawała okazje. Stworzymy dla niej ścieżkę rozwoju.
- Jeśli chcesz atakować, to zawsze trzeba się podpierać tym lepszym. Dlatego w każdym klubie, w każdej reprezentacji, gdzie pracowałem, wolałem też mieć na ławce dobrego, dynamicznego zmiennika.
- Jakie plany ma Trener i sztab wobec tych młodych piłkarzy? Bo niedawno porównał pan Nikodema Niskiego do Łukasza Piszczka, zobaczył w nim pan cechy tego piłkarza. Jak ocenia pan młodzież Legii Warszawa i jakie są przed nimi perspektywy?
- Przede wszystkim wracając do Nikosia - ma podobną motorykę jak Łukasz Piszczek. Jego poznałem w 2006 roku. Oczywiście poziom sportowy pozostawia jeszcze wiele do życzenia, z racji tego, że jest to młody zawodnik, który musi się wiele uczyć. Chcemy rozwijać młodych piłkarzy poprzez kompetentnych ludzi pracujących w sztabie, który będzie szerszy, żeby można było się zajmować indywidualnie zawodnikami, nie tylko naszej drużyny, ale też tymi znajdującymi się w rezerwach i CLJ. Chcemy przyspieszyć ich rozwój i wejście do pierwszej drużyny. Taki mamy cel, żeby w tę stronę pójść. Perspektywa? Wiadomo, że dzisiaj ja jako trener i mój sztab chcielibyśmy, żeby jak najszybciej ktoś z rezerw dołączył do nas i za chwilę grał w pierwszej drużynie. Takie marzenie ma każdy trener, każdy właściciel klubu i każdy kibic - chcielibyśmy swoich wychowanków oglądać jak najszybciej i w jak największej liczbie. To jest proces. Ci chłopcy, którzy dzisiaj grają u Tomka Sokołowskiego w rezerwach, rozwijają się, uczą, dla niektórych jest to pierwszy sezon w piłce seniorskiej, a to są trzy poziomy niżej, niż my występujemy. I nie każdy zawodnik z tego poziomu już się wyróżnia. Jak miałby tutaj od razu wejść do nas do pierwszej drużyny? Tak się nie dzieje. Oczywiście, jest przykład Kacpra Skibickiego, który już ma swoją historię, zdobył bramkę z Lechem. W ubiegły piątek, pomimo tego że drużyna zagrała słabo, to do Kacpra nie mamy pretensji. On robi swoje, to co należy, ma swój udział przy bramce, pokazał się kilka razy z niezłej strony. Oczywiście zabrakło troszeczkę spokoju, w sytuacji, gdzie lepiej przyjąłby piłkę lewą nogą, byłby w sytuacji sam na sam. Ale po to jest właśnie zbieranie doświadczenia, żeby za pół roku, za rok o tej porze on był w zupełnie innym miejscu. Celem naszego sztabu jest to, żeby pomóc tym zawodnikom. Potrzeba dużo pracy, dużo cierpliwości i mądrego prowadzenia. Być może w przyszłości trzeba będzie też niektórych wypożyczyć do pierwszej ligi, żeby złapali doświadczenie, żeby się ograli. I wtedy do nas wrócą jako lepsi piłkarze.
- Trenerze, które nowe młode nazwiska zobaczą słońce Dubaju, a kto tego słońca nie zobaczy? Bo z tego, co wiem to na liście wyjazdowej brakuje paru nazwisk, których kibice by się spodziewali.
- Tak z głowy co pamiętam, bo mam to wszystko spisane – jest Kacper Tobiasz, bramkarz, trenuje z nami, ale też przypisany jest do drugiej drużyny, gra najczęściej w drugiej drużynie. Jest Nikodem Niski, Yehor Matsenko, Ariel Mosór, Kuba Kisiel, Szymek Włodarczyk i Kacper Skibicki. I jeszcze na takiej liście rezerwowej znajduje się Bartek Ciepiela, który też z nami trenował, ale w zależności od roszad jest rozpatrywany w kontekście wyjazdu. Wszyscy musimy przejść testy na obecność koronawirusa przed zgrupowaniem.
- Jaki jest plan na piłkarzy, którzy do Dubaju nie polecą? To są wypożyczenia, transfery z klubu? Czy jest już taka lista? Trener wie, z kim nie będzie pracować na wiosnę?
- Dyskutowaliśmy na ten temat na spotkaniu. Taka lista powstaje, zajmuje się tym dyrektor sportowy Radek Kucharski. Będzie kontaktował się z zawodnikami i menedżerami, nie chciałbym tutaj wychodzić przed szereg. Ale powtarzam - dopóki nie ma ostatecznych decyzji, nie chciałbym pewnych rzeczy mówić.
- Rozmawiamy o zgrupowaniu w Dubaju. Jakie są główne cele tego zgrupowania, nad czym będziemy tam pracować?
- Przede wszystkim będziemy pracować nad motoryką, organizacją gry, ale też będziemy indywidualnie pracować z zawodnikami nad poruszaniem się formacjami, ale też będziemy próbowali wdrażać inne rozwiązania taktyczne. Poświęcimy czas na ustawienie trójką obrońców, bo takie ustawienie może nam się przydać. Na tym się skupimy.
- Wiadomo - umowa wygasa Antoliciowi, który już pożegnał się z drużyną. Żałuję bardzo, że nie był zdrowy, żeby zagrać w ostatnim meczu.
- Nie obawia się trener tego ustawienia z trójką obrońców? Pamiętamy, że to trochę zgubiło trenera Deana Klafuricia.
- Nie obawiam się z tego względu, że to jest dobre ustawienie, jak się zrozumie jego kontekst i w którym momencie można je zastosować. Grając w reprezentacji przeciwko Duńczykom, zastosowaliśmy ustawienie 3-5-2 przechodzące w 5-4-1. Ono fajnie funkcjonowało, ale już później do niego nie wracaliśmy, bo było na konkretnego przeciwnika. Chcę, żebyśmy mieli w zanadrzu kilka możliwości, kilka sposobów grania, bo wtedy będziemy mniej przewidywalni dla przeciwników, którzy analizują naszą grę. Jak rozpoczęliśmy rozgrywanie piłki od Artura Boruca, tak z każdym kolejnym meczem te zespoły, które grały przeciwko nam, podchodziły coraz bliżej coraz większą liczbą zawodników, żeby nam ograniczyć rozgrywanie piłki, bo my z tego budowaliśmy najwięcej ciekawych akcji. W którymś momencie coś nie zaczęło dobrze funkcjonować, kogoś zabrakło w składzie i już zdecydowanie trudniej budowało nam się akcje. Dlatego musimy być wszechstronni, jeśli chodzi o ustawienie. Myślę o grze trójką obrońców - to naprawdę nie jest trudny system do nauczenia. Poradzimy sobie z nim.
- Trenerze, to zanim słońce Dubaju to jeszcze trochę mniej tego słońca w Polsce. Jak tak trener sobie usiądzie gdzieś przy kominku na Kaszubach, to jaki to był rok dla Pana? Co Pan sobie pomyśli?
- Dużo wrażeń w tym roku było, jeśli chodzi o pracę zawodową. Najpierw koronawirus pokrzyżował plany. Pamiętam, jak byłem w końcówce lutego w Salernitanie u Patryka Dziczka, podglądając właśnie ustawienie 3-5-2. Pojechałem stamtąd jeszcze do Cagliari, do Sebastiana Walukiewicza i wróciłem do Polski, akurat na derby Krakowa. Wtedy zaczęła się pandemia, wielokrotnie przechodziłem badania na koronawirusa. Później była praca w reprezentacji, udane mecze z Rosją i Estonią, później srogi zawód w dwóch kolejnych. W międzyczasie rozpocząłem pracę w Legii. To na pewno duży ładunek emocjonalny. Dużo trudnych decyzji do podjęcia, połączenie pracy z kadrą i największym polskim klubem. Rok temu przy strojeniu choinki w domu, nie pomyślałbym, że będę pracował w Legii. Raczej, że udało się wywalczyć kolejny awans na Mistrzostwa Europy.
- Choinka już jest, opłatka co prawda nie mamy, ale gdybyśmy go teraz trzymali w rękach i mielibyśmy się z trenerem przełamać, to czego trenerowi należałoby życzyć?
- Ja bym chciał sobie życzyć pogody ducha, bo jeśli jestem w dobrym humorze to znaczy, że wszystko wokół mnie się dobrze układa. Nie jest tak, że tylko ja się uśmiecham, bo też mam swoją wrażliwość, też przeżywam wszystkie inne rzeczy, które się wokół mnie dzieją, dotykają mnie osobiście, mojej drużyny, mojego sztabu, ale też rodziny. Wiele rzeczy w tym roku się wydarzyło, które powodują, że człowiek coraz częściej zaczyna myśleć o zdrowiu, bo wielu bliskich miało problemy. Życzyłbym sobie, aby pokłady optymizmu, które mam w sobie, mnie nie opuszczały i sił starczyło na pracę, jaką lubię, czyli nie patrząc na zegarek. Pracuję, ile chcę i ile potrafię. Ludzie, którzy ze mną pracują, też muszą wytrzymywać moje tempo, bo nie ukrywam, że to nie jest łatwe, bo jestem bardzo wymagający. Ale też chcę, żeby każdy poświęcał się swoim obowiązkom.
- Ale jak rozumiemy, trener na święta wyjeżdża z Legia Training Center? Czy rodzina wpada do ośrodka? (śmiech)
- Tak, tak, wyjeżdżam (śmiech). Mam taki zwyczaj z synami, jeszcze od maleńkości, że chodzimy do swojego ulubionego punktu, gdzie kupujemy choinkę. I tak co roku – na początku tylko ja ją nosiłem, później pomagali mi synowie, a teraz już się wysłużyłem i oni będą ją transportować. Mam nadzieję, że przeżyjemy Święta w miłej atmosferze. Wiemy, jaki to jest czas trudny dla wszystkich. Chciałbym wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia. Zdrowych, rodzinnych świąt, dużo zdrowia, dużo optymizmu, no i dużo radości w przyszłym roku – dla kibiców Legii w szczególności.
- I my się do tych życzeń przychylamy na pewno. Trenerze, panu również życzymy wszystkiego najlepszego i bardzo dziękujemy za rozmowę.
Pierwsza część rozmowy znajduje się TUTAJ.
Autor
Przemysław Gołaszewski, Jakub Jeleński